Tragedia polskich pielgrzymów w Alpach
Do wypadku doszło w niedzielę rano. Autobus z polskimi pielgrzymami wypadł ze stromej alpejskiej szosy na ostrym zakręcie, przebił barierkę na moście nad doliną rzeki Romanche, spadł z 50-metrowej skarpy na brzeg rzeki i stanął w płomieniach. Jak relacjonuje 22-letniej uczestniczka pielgrzymki, która wyszła jedynie z lekkimi obrażeniami z niedzielnej katastrofy, kierowca zdążył krzyknąć: "Trzymajcie się siedzeń, hamulce poszły!", zanim pojazd uderzył w barierkę zabezpieczającą na ostrym zakręcie i potoczył się w dół po stromym zboczu. Kobieta ta ocalała z pożaru autobusu dzięki temu, że siedząca obok koleżanka, która wypadła przez rozbite okno pojazdu pomogła jej wydostać się na zewnątrz z płonącego wraku. "Nie jechaliśmy szybko, autobus toczył się w dół raczej powoli. Nagle z przodu autobusu coś trzasnęło i wówczas rozległ się krzyk kierowcy" - opowiada pasażerka.
Philippe Baret, właściciel terenu, na który spadł autobus z polskimi pielgrzymami jest wstrząśnięty. "Kiedy autobus płonął, w środku byli jeszcze żywi ludzie" - mówił. "Widziałem co najmniej sześcioro z nich; byli uwięzieni w autobusie i spalili się na moich oczach" - cytuje Associated Press jego słowa. Pan Baret powiedział, że pomagał wydobywać rannych i zwłoki z autobusu, zanim płomienie ogarnęły cały pojazd.
Agencje informują, że wiele ofiar zostało porwanych przez rwący nurt Romanche i wydobyto je dopiero po kilku godzinach."Wszędzie leżą zwłoki. To wygląda jak koniec świata. Jeszcze czegoś takiego nie widziałem" - powiedział radiu France-Info jeden z naocznych świadków.
Przejazd autobusów 8-kilometrowym odcinkiem alpejskiej drogi, na której doszło do tragicznego wypadku, jest dopuszczalny tylko na podstawie specjalnego zezwolenia. Wymóg zezwoleń wprowadzono po podobnym wypadku w tym miejscu w latach 70., również z udziałem pielgrzymów. Agencja AP informuje, powołując się na francuskich strażaków, że autobus z polskimi pielgrzymami takiego zezwolenia nie miał.
Francuski dziennik "Le Figaro", który nazwał wypadek pielgrzymów powracających z sanktuarium maryjnego La Salette "najbardziej śmiertelną od pięciu lat w Europie" katastrofą autobusową, rozmawiał z Alain'em Berhaultem, merem gminy Vizille, na terenie której doszło do katastrofy.
Berhault podkreślił, że autokar z pielgrzymami nie powinien jechać tą drogą, na której obowiązuje zakaz ruchu dla autobusów. Pojazdy, których kierowcy decydują się zjeżdżać tą drogą - zgodnie z przepisami - powinny mieć obowiązkowo podwójny system hamulcowy. Dodał, że do katastrofy doszło niemal przy końcu stromego 8-kilometrowego zjazdu, gdzie droga skręca pod kątem 90 stopni. Zakręt był chroniony barierą, która pękła wskutek uderzenia autobusu.
Autokarem podróżowało 50 pielgrzymów w większości urodzonych w latach 1930-1950 z kilku parafii w woj. zachodniopomorskim. Podróżowali nim wierni ze Stargardu Szczecińskiego (najliczniejsi), Świnoujścia, Szczecina, Mieszkowic oraz Warszawy. Jechali też z nimi dwaj księża.
Robert Caban, właściciel firmy transportowej, do której należał 7-letni autokar marki Scania, zapewnia, że pojazd był sprawny technicznie. "Przed tym wyjazdem był na takim gruntownym przeglądzie w Niemczech i było wszystko w porządku" - powiedział. Caban zapewnia też, że dwaj kierowcy, którzy jechali autokarem byli "sprawdzonymi ludźmi" oraz że nie ma sobie nic do zarzucenia jeśli chodzi o przepisy dot. przestrzegania czasu pracy kierowców. "Staram się pilnować tego, żeby czas pracy był przestrzegany. Dodatkowo jeden z tych kierowców przed wyjazdem był na dwutygodniowym urlopie, więc o zmęczeniu chyba nie może być tu mowy" - powiedział.
Rzecznik Głównego Inspektora Transportu Drogowego Alvin Gajadhur zapowiedział, że w poniedziałek rozpocznie się kontrola w firmie transportowej, do której należał autokar. Podkreślił, że ITD na podstawie "wykresówek z tachografów" może sprawdzić czas pracy kierowców w firmie w okresie do 12 miesięcy wstecz.
Wypadkiem są poruszenie także Francuzi. Na miejsce tragedii był już premier Francji Francois Fillon, a prezydent Francji Nicolas Sarkozy przesłał kondolencje na ręce prezydenta Lecha Kaczyńskiego. "W tych bolesnych dla Polski okolicznościach, chcę zapewnić o moim głębokim uczuciu i przekazać jak najszczersze kondolencje" - napisał prezydent Francji. Sarkozy wyraził solidarność narodu francuskiego z Polakami oraz poprosił o przekazanie "wyrazów współczucia rodzinom ofiar i rannych".
Do Francji przyleciał też prezydent Lech Kaczyński. w towarzystwie szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego Pawła Stasiaka i przedstawicieli rządu. Możliwe, że ogłosi też w najbliższych dniach żałobę narodową.
Prezydencki minister Maciej Łopiński przekazał w imieniu prezydenta wyrazy głębokiego współczucia rodzinom ofiar i wszystkim poszkodowanym. Zapewnił też, że Kancelaria Prezydenta postara się zapewnić wszelką pomoc rodzinom oraz samym poszkodowanym także finansową." Będzie też pomagała w przetransportowaniu zainteresowanych rodzin do Francji. Pomoc finansową na wsparcie rodzin ofiar przekaże też premier Jarosław Kaczyński.
Na godzinę 7. rano w poniedziałek planowany jest wylot samolotu do Grenoble z lotniska w Goleniowie. Samolot ma zabrać członków rodzin ofiar wypadku autokaru. Na pokładzie samolotu ma znaleźć się także trzech lekarzy oraz policyjny psycholog.
(022) 523 90 09 - to numer telefonu, pod którym można zasięgnąć informacji na temat wypadku. Numer uruchomiło Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
pap, em