Paulina Przybysz: Mam naprawdę burzliwą biografię, jest o czym pisać
Maciej Drzażdżewski, „Wprost”: Kiedy widzieliśmy się po raz ostatni przewidywałem, że nie pozwolisz fanom zbyt długo czekać na nowy materiał. Nie myliłem się. Kilka miesięcy temu podzieliłaś się ze światem „Definicjami”, pierwszym singlem zapowiadającym twój trzeci solowy album. Przyznam, że byłem nim zaskoczony. Skąd pomysł na taki nowy kierunek stylistyczny?
Paulina Przybysz: Cieszę się, że tak mówisz, to znaczy, że się rozwijam. Ale muszę od razu zaznaczyć, że „Definicje” nie przedstawiają całego spektrum tego albumu. Można tu odnieść wrażenie, że poszłam w kierunku ballad o miłości, ale to nie do końca prawda. Wydaje mi się, że każda płyta potrzebuje balansu, w którym wchodzimy w miłosne ballady, ale jednocześnie równoważymy to innymi gatunkami, które zabierają nas w ciekawą podróż, zmieniają tętno i nastrój. To zapewnia album „Wracając”.
Mówimy o „Definicjach”, jak o miłosnej balladzie, ale to nie jest piosenka opowiadająca o miłości widzianej przez różowe okulary.