Ekspertka: Każdy z nas może być Daukszewiczem. Żyjemy w czasach „inkluzycji”
Krystyna Romanowska: W dawnych czasach, gdyby w obecności osoby niepełnosprawnej (np. bez jednej nogi) rzucić publicznie żart: „no to na drugą nóżkę”, pewnie ktoś by się zaśmiał, a ktoś uznał: „kiepski dowcip”, ale prawdopodobnie świat nie zadrżałby w posadach. Tymczasem żart rzucony w ramach „Daukszewiczgate” wywołał trzęsienie ziemi i na razie bitwom nie ma końca. Co się właściwie wydarzyło?
Dr Katarzyna Szumlewicz: Dobrze, że pani wspomniała o „dawnych czasach”. Momenty swobodnego żartu i dowcipu w mainstreamie właśnie się skończyły. Nadeszły nowe czasy, w którym nawet publiczne przeproszenie się i pokajanie za niefortunny dowcip nie przyniesie społecznego wybaczenia.
Znamiennie (ale też oczywiste) jest to, że tzw. cancel, czyli wykluczanie/wymazywanie z życia publicznego, spotkało w Polsce właśnie satyryka.
Przypomnijmy, że podobna sytuacja spotkała czarnoskórego muzułmańskiego popularnego komika Dave’a Chapelle’a, którego pracownicy Netflixa scancelowali za rzekomą transfobię (czyli stwierdzenie, że wszystkich nas urodziły kobiety). Brytyjczyk Ricky Gervais co i rusz obrywa za swoje żarty wobec mniejszości seksualnych, a John Cleese z grupy Monthy Pythona zmierzył się z prawdopodobieństwem ocenzurowania jego filmu (do czego jednak w końcu nie doszło). Ofiarami cancelu padają artyści, dziennikarze, nauczyciele. Każdy może być Daukszewiczem, ponieważ środowisku cancelującemu może nie spodobać się nawet niewielkie odstępstwo od sztandarowej prawdy i przekonania danego momentu.
Może jest już jakiś poradnik przetrwania? Z rad usłyszanych od ludzi cancelowanych wynika, że dobrze jest zawczasu przygotować i uaktualnić swoje CV, bo raczej będzie to się wiązać z utratą pracy.
Na Zachodzie ludzie – rzeczywiście – tracą pracę. W Polsce cancele w największym stopniu dotykają blogerów, influencerów, podcasterów – rzeczywiście w wyniku wirtualnej nagonki można stracić zasięgi, patronów, followersów, współpracę z reklamodawcami. Doświadczyła tego na własnej skórze m.in. blogerka Kaya Szulczewska, twórczyni „Ciałopozytywu”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.