Kandydat Konfederacji popiera depenalizację marihuany. „Młodzież ciągnie do tego, co zabronione”
Rafał Borowski, „Wprost”: Na początku września został pan zatrzymany przez policję za happening promujący legalizację marihuany. Miał on polegać na rozdawaniu wyborcom legalnych „blantów”, czyli skrętów ze śladową zawartością THC. Z perspektywy czasu uważa pan, że był to dobry pomysł na promowanie swojej kandydatury do Sejmu?
Łukasz Potyrała, Konfederacja: Ostatecznie happening się nie odbył, zostałem zatrzymany jeszcze przed jego rozpoczęciem. Opisałem to szczegółowo na swojej stronie na Facebooku. Czy to było dobre? Chciałem po prostu zwrócić uwagę na pewien problem. Nie jest to łatwe biorąc pod uwagę fakt, że media nie chcą promować polityków Konfederacji. A skoro pojawiły się publikacje na ten temat, to znaczy, że mi się udało.
Chodzi mi nie tyle o legalizację, co depenalizację, czyli niekaranie za posiadanie niewielkiej ilości marihuany na własny użytek. To kwestia wolności osobistej. Aby każdy mógł jeść, pić i palić, co chce, a państwo mu się w to nie wtrącało. Mamy legalne – a dużo gorsze dla zdrowia – papierosy i alkohol, a marihuana jest z jakichś powodów nielegalna.
Nie widzę powodu, by państwo się musiało się tym zajmować i ponosić przy tym ogromne koszty na pracę organów ścigania. Działania policji, prokuratury, laboratoriów – to wszystko kosztuje.
Twarde narkotyki też należy zdepenalizować?
Mamy przykład Portugalii, która niedawno zdepenalizowała wszystkie narkotyki na własny użytek. Badania wskazują, że zażywanie narkotyków spadło. Każdy dorosły powinien być za siebie odpowiedzialny. Jestem wolnościowym i uważam, że każdy ma prawo korzystać z wolnej woli.
Osobiście nie polecam nikomu brania narkotyków. Studiuje psychologię i dzięki temu znam skutki działania narkotyków. Jednak dopóki nie robimy komuś krzywdy i nie wciskamy komuś narkotyków na siłę, to państwo nie powinno się wtrącać. Powinno to być traktowane tak samo, jak picie piwa czy wódki. Jeśli szkodzić, to tylko sobie, nigdy komuś innemu.
Wspomniał pan o kosztach związanych ze ściganiem za posiadanie marihuany. Nie obawia się pan, że realizacja pańskiego pomysłu pociągnęłaby za sobą wzrost innych kosztów, np. na leczenie narkomanów?
Opowiadam się za depenalizacją marihuany. Na razie wstrzymałbym się z depenalizacją innych narkotyków. Należałoby najpierw sprawdzić, jakie są skutki depenalizacji marihuany, tzn. czy spadają wskaźniki dotyczące jej zażywania.
Z psychologicznego punktu widzenia młodzież ciągnie do tego, co zabronione. Zakazany owoc smakuje najlepiej. Mówi się także, że marihuana wprowadza w świat przestępczy. Jeżeli idziemy do dilera i kupujemy nielegalnie marihuanę, to diler może nam zaproponować inne narkotyki. Gdyby marihuana była legalnie dostępna w sklepie, to nie wprowadzalibyśmy ludzi w świat przestępczy.
Ma pan 24 lata. Nie uważa pan, że to nieco za wcześnie, aby otrzymać mandat poselski i współdecydować o sprawach naszego kraju?
Nie uważam, że jestem zbyt młody. Zresztą, dojrzałość to kwestia indywidualna. Od dawna interesuję się polityką i wiem o niej naprawdę sporo. Studiuję zaocznie, jestem obecny na rynku pracy. Obsługuję maszyny do obróbki skrawaniem. Myślę, że to dobry wiek, aby wykorzystać energię i chęci do działania w polityce.
W ubiegły weekend odbyła się konwencja Konfederacji w Katowicach. Który z postulatów pańskiego ugrupowania jest dla pana najważniejszy?
Najbliższy jest mi postulat dotyczący edukacji. Proszę sobie wyobrazić, że politycy, którzy kłamią, manipulują, dorabiają się naszym kosztem, że oni mają wpływ na polskie dzieci, na ich wychowanie. Jestem zwolennikiem wprowadzenia bonu edukacyjnego, poprzez który można oddać edukację w ręce specjalistów, czyli pedagogów i dyrektorów szkół.
Tych, którzy pracują w terenie i najlepiej znają się na edukacji. Żaden polityk nie będzie w stanie ułożyć dobrego programu dla uczniów. Tym bardziej, że program jest pisany dla wszystkich, a każdy uczeń jest indywidualnością. Każdy nauczyciel zna swoją klasę i wie, jak przekazywać wiedzę każdemu z uczniów.
Jeśli dobrze rozumiem, postuluje pan zlikwidowanie państwowego systemu szkolnictwa? Jego sprywatyzowanie?
Zdecydowanie się z tym zgadzam. Czy nasze szkolnictwo jest w tym momencie dobre? Młody człowiek idzie do szkoły według swojego rocznika. Równa się poziom do średniej. Najsłabsi uczniowie nie radzą sobie. To rodzi przemoc, tacy uczniowie są wyszydzani w szkole. Z kolei najlepsi uczniowie siedzą na lekcjach i się nudzą. Odpolitycznienie edukacji może sprawić, że będzie indywidualne podejście do ucznia.
Jestem zwolennikiem prywatyzacji szkolnictwa, ale z zachowaniem państwowego finansowania, jak zresztą mamy zapisane w konstytucji. W praktyce rodzice otrzymywaliby bon na określoną kwotę – zaznaczam, nie chodzi o gotówkę – i szliby z tym bonem do wybranej przez siebie szkoły. Dzięki wprowadzeniu bonu edukacyjnego rodzice będa mogli wybrać szkołę zgodnie ze swoimi poglądami, w jaki sposób chcą wychować swoje dzieci.
Co chciałby pan zdziałać na rzecz mieszkańców swojego okręgu wyborczego, gdyby udało się panu dostać do Sejmu?
To też sprowadza się de facto do kwestii ogólnopolskich. Chciałbym działać na rzecz tego, aby oddać więcej władzy w ręce samorządów. Aby otrzymywały więcej wpływów z podatków, aby gminy mogły konkurować między sobą poprzez kreowanie własnej polityki podatkowej, aby więcej decyzji było podejmowanych na szczeblu samorządowym.
Moim zdaniem przełożyłoby się to nie tylko na zwiększenie budżetów samorządów, ale również zwiększenie decyzyjności mieszkańców. Mieliby większy wpływ na to, w jaki sposób wydawać płacone przez nich podatki.
Jednym z głównych tematów kampanii wyborczej jest polityka migracyjna. Konfederacja krytykuje rząd Zjednoczonej Prawicy za zbyt szerokie otwarcie granic dla legalnych migrantów. Jaką alternatywę pan proponuje?
Mam wrażenie, że władze obecnie nie kontroluje tego, co się dzieje. Z jednej strony umieścili w referendum pytanie o przymusową relokację, a z drugiej strony sami zapraszają migrantów na własną rekę. Migracja sama w sobie jest dobra, jesli zapewnia brakujące ręce do pracy.
Jestem przede wszystkim za tym, aby migracja była kontrolowana poprzez pozwolenia na pracę. Niech to będą ludzie, którzy chcą do nas przyjechać i zarobić, nie mam nic przeciwko temu. I to musi być pod ścisłą kontrolę. A nie tak, jak powiedziała pewna pani z Platformy, aby wpuścić ich wszystkich, a potem się sprawdzi, kto jest jest. To jawne sprowadzanie zagrożenia na Polskę.
Nie da się określić kwotowo, ilu migrantów potrzebujemy. To powinno zależeć od potrzeb rynku pracy. Rząd powinien konsultować tę kwestię w pracodawcami.
W mediach można spotkać się ze stwierdzeniem, że Konfederacja zdobędzie w najbliższych wyborach tzw. pakiet kontrolny. Chodzi o to, że bez koalicji z Konfederacją ani Zjednoczona Prawica, ani pozostałe ugrupowania opozycyjne z Koalicją Obywatelską na czele nie będą w stanie zdobyć większości w Sejmie. Wyobraża pan sobie jakikolwiek sojusz?
Mamy swój program i idziemy go realizować. Tylko od tego zależy koalicja. Sądząc po programach innych partii to mało prawdopodobne, by ktoś zgodził się na nasze postulaty i dlatego nie przewidujemy wejścia w koalicję.
Obecnie rząd PiS-u „trzyma się” tylko dlatego, że ma w swoich szeregach przekupionych posłów ze wszystkich ugrupowań, oprócz Konfederacji. My nie chcemy przedłużać tej złej tradycji politycznej, że posłowie są wybierani z jednego komitetu, a po zdobyciu mandatu „sprzedają się” drugiemu w zamian za stanowiska.
Na pewno nie chcemy przedłużać rządów PiS-u. Jednocześnie nie chcemy, aby powróciły rządy Platformy. Często nam się zarzuca w mediach – po co idziemy do Sejmu, skoro nie chcemy rządzić? My chcemy rządzić, ale ani z PiS-em, ani z Platformą. Chcemy wysłać ich liderów, Kaczyńskiego i Tuska, na emeryturę.
My działamy długofalowo. Nie patrzymy, co będzie za kilka miesięcy, ale jak będzie wyglądała Polska za 10, 20, 30 lat. Polityka jest biegiem długodystansowym. Jeśli będzie trzeba, będziemy w opozycji.