"Prawda Wajdy" i prawda rosyjska

Dodano:
Moskiewski dziennik "Izwiestia" opublikował wczoraj wywiad z Andrzejem Wajdą o jego najnowszym filmie "Katyń". Polskiego reżysera w Rosji bardzo lubią i szanują. Wajda mówi mądrze o sympatii Polaków do Rosjan. Wywiad wyszedł bardzo dobrze - pisze "Gazeta Wyborcza".

"Izwiestia", może bez takiego zamiaru, dały mu tytuł bardzo symboliczny dla tego, co się dzieje między naszymi narodami: "Prawda pana Wajdy".

O Katyniu, o zbrodniach bolszewickich my mamy swoją prawdę, Rosjanie swoją. I często nie bierzemy pod uwagę tego, co chcieliby nam dopowiedzieć partnerzy.

Wczoraj na uroczystościach w Katyniu gubernator obwodu smoleńskiego Wiktor Masłow, w przeszłości szef regionalnej Federalnej Służby Bezpieczeństwa i generał KGB, podkreślał, że Katyń to "święte miejsce" także dla Rosjan, bo tu spoczywają także obywatele radzieccy rozstrzelani przez NKWD. To samo przypominał Georgij Połtawczenko, przedstawiciel prezydenta Rosji. Takie słowa rzadko padają z ust ludzi sprawujących władzę w tym kraju. Oni wolą tego nie przypominać własnemu narodowi.

Tym bardziej więc szkoda - uważa "GW" - że polski prezydent, przemawiając na katyńskim cmentarzu, nie podjął tego wątku, zwracając się nie do przedstawicieli władz, ale do narodu rosyjskiego.

W Polsce mało się wie o tym, że las katyński był miejscem egzekucji na długo przed tym, gdy wiosną 1940 roku NKWD przywiozło tu polskich oficerów. Tutaj przy swoich domach wypoczynkowych NKWD zamordowało znacznie więcej obywateli radzieckich niż Polaków. Nie wiemy, ile razy więcej jest ofiar kolejnych rozpraw bolszewików z kułakami, powstańcami, ofiar kolejnych fal wielkich czystek niż Polaków. I pewnie się nie dowiemy, bo tamtych mogił w przeciwieństwie do polskich dołów śmierci nie przebadano.

Krewni zamordowanych tu w 1937 roku mają nawet do nas podszytą zawiścią pretensję. Kilka lat temu mówili: "Wy wykopaliście tu wszystko do kosteczki, przeliczyliście, pochowaliście po ludzku. A naszych nikt nie liczył, nikt nie szukał śladów zbrodni, winnych".

Katyń to rzeczywiście dla Rosjan miejsce niezwykłe. Jedno z kilku zaledwie w tym wielkim kraju, gdzie upamiętniono i zagospodarowano cmentarz obywateli radzieckich zamordowanych przez czekistów, gdzie ich grobów nie zatarto, nie zapomniano o nich. Zamordowani obywatele ZSRR dzięki temu, że leżą przy Polakach, mają przynajmniej prawo do krzyża, do spoczywania w godnych człowieka warunkach. Miliony spalonych w krematorium na cmentarzu Dońskim w Moskwie, porzuconych w tundrach pod Workutą, Magadanem, Norylskiem tego prawa się nie doczekały.

Domagamy się, i słusznie, by Rosjanie uznali zbrodnię katyńską za ludobójstwo. Ale czy możemy się spodziewać, że to się stanie, zanim nasi sąsiedzi nie potępią zbrodni, które bolszewiccy oprawcy popełnili na narodach ZSRR. Choćby trutych gazami bojowymi na rozkaz Tuchaczewskiego chłopach spod Tambowa. Albo zamordowanych na rozkaz Lenina z 1919 r., który lekką ręką na świstku papieru napisał: "Rozstrzelać milion Kozaków".

Rosjanie pytani o Katyń potrafią odpowiadać: - Czemu ciągle do tego wracacie? Bolszewicy położyli miliony swoich i nic. Chodzi o to, że to nie może być "nic". Nie może być "prawdy pana Wajdy" i "ich prawdy". Wspominając poległych naszych, wspomnijmy choć słowem i tamte ofiary. Katyń bardzo wiele znaczy dla Polaków. Ale on jest nie tylko nasz. On jest wspólny - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...