Przykra prawda o pomocy humanitarnej dla Ukrainy. „Ile jeszcze starczy cierpliwości?”
Pomocy humanitarnej z Polski jest coraz mniej. Na wschód jeździ coraz mniej polskich wolontariuszy. Bo Polacy coraz rzadziej chcą pomagać, bo Kijów i Warszawa obecnie wyłącznie się kłócą, bo na granicach niezmiennie jesteśmy nikim. Ja ostatnio wracałam „na medal”. Ukraińcy bowiem mieli w poważaniu fakt, iż przejazd bezkolejkowy był zgłoszony. A co ja mogę o 1 w nocy? Nakrzyczeć na pana przy szlabanie, pokazać medal i „podjaki”, czyli dyplomy z podziękowaniem i swoją zrzutka.pl/bataliondonbas, gdzie dobijamy do 1,5 mln zł.
„Było tak od razu” – rzucił celnik, wypisując talończyk, czyli najświętszy ukraiński papierek na granicy. Dodam tylko, że na prośbę o kontakt z polską stroną powiedział, że go nie ma.
Decydując się na zamieszkanie w Ukrainie brałam wszystko z dobrodziejstwem inwentarza, dlatego granicę przekraczam tylko, kiedy muszę. I tylko jeden raz na dziesięć jest normalnie, zarówno z polskiej, jak i z ukraińskiej strony.
Dlatego nie dziwię się, że mało kto jeździ już na wschód.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.