Ukraina: skorumpowani dziennikarze służą politykom
"Koszt emisji przychylnego politykowi lub partii materiału w wiadomościach popularnych ukraińskich stacji telewizyjnych sięga od 100 do 500 tysięcy dolarów" - poinformował na konferencji prasowej w Kijowie Ołeksandr Czekmyszew, szef komitetu "Równość możliwości".
Kierowana przez niego organizacja wraz ze stowarzyszeniem "Suspilnyj Prostir" (Przestrzeń Społeczna) przez półtora miesiąca przed wyborami badała, w jaki sposób media przedstawiają ugrupowania, biorące udział w kampanii wyborczej.
"Większość materiałów o uczestnikach kampanii to materiały realizowane na zamówienie" - powiedział Czekmyszew.
Zdaniem eksperta ukraińskie społeczeństwo nie może uważać dziennikarzy za źródło obiektywnej informacji przed wyborami.
"Społeczeństwo nie może więc oprzeć się na żadnej instytucji, która ujawniłaby przypadki korupcji politycznej w strukturach władzy i biznesie. Faktycznie w ukraińskich mediach całkiem realna jest dziś groźba utraty pracy (przez dziennikarzy), tak jak w czasach +temnyków+" - powiedział Czekmyszew.
Pojęcie "temnyk" pochodzi od ukraińskich słów temno, czyli ciemno, i tema, czyli temat. Powstało w czasach prezydentury Leonida Kuczmy, kiedy to administracja prezydencka przesyłała redakcjom spis wydarzeń, zaplanowanych w danym dniu. Przy jednych z nich widniała wskazówka, iż zasługują one na uwagę, przy innych umieszczano sugestię, że należałoby je zignorować.
Likwidacja "temnyków" była jednym z haseł pomarańczowej rewolucji 2004 roku, czyli protestów społecznych przeciwko fałszowaniu wyników wyborów prezydenckich na rzecz ówczesnego kandydata władzy, Wiktora Janukowycza. Wskutek protestów wybory wygrał kandydat obozu opozycji, obecny prezydent Wiktor Juszczenko.
Zdaniem Ołeksandra Czekmyszewa kampania wyborcza w 2007 roku w ukraińskich mediach jest o wiele bardziej brutalna, niż kampania przed ubiegłorocznymi wyborami parlamentarnymi. Wyjściem z tej sytuacji byłoby - według Czekmyszewa - utworzenie telewizji publicznej.
Zdaniem szefa Ukraińskiej Akademii Prasy, Wałerija Iwanowa, na Ukrainie nie ma ani jednej stacji telewizyjnej, która odmawia nadawania na swej antenie materiałów, zamówionych przez polityków.
"Nie mogę podać nazw tych stacji, bo nie udowodnię swych racji w razie ewentualnego procesu, ale informacje o opłaconych, przedwyborczych materiałach telewizyjnych potwierdzają prowadzone przez nas obserwacje programów informacyjnych. Wynika z nich, że partii, które nie mają pieniędzy, w telewizji po prostu nie ma" - powiedział Iwanow.
pap, ss