Grzegorz Braun przeszedł samego siebie podczas debaty o in vitro. „Przedsionek piekieł” to dopiero początek
W środę 22 listopada posłowie ponownie pojawili się w Sejmie. Tym razem w harmonogramie obrad znalazł się tylko jeden punkt – dotyczy on procedury finansowania in vitro. Program ten został zlikwidowany przez Prawo i Sprawiedliwość krótko po przejęciu władzy w 2015 roku. Pod obywatelskim projektem ustawy podpisało się blisko 500 tys. obywateli.
Projekt zakłada, że minister zdrowia miałby opracować, wdrożyć, zrealizować i sfinansować program polityki zdrowotnej leczenia niepłodności obejmujący procedury medyczne wspomaganej prokreacji, w tym zapłodnienie pozaustrojowe. Jak czytamy w treści projektu, minimalne finansowanie programu pochodzące z budżetu państwa ma wynosić corocznie nie mniej niż 500 mln zł.
Debata o in vitro. Posłowie PiS wyszli z sali obrad
Podczas dyskusji nad projektem spora grupa posłów PiS, w tym Jarosław Kaczyński, opuścili sejmową salę plenarną.
– Przywrócenie finansowania in vitro to pierwsza decyzja demokratycznej większości. Mówiliście, że nie stać was na te program. Przypomnę na co przeznaczaliście pieniądze: 70 mln na wybory, które się nie odbyły, 170 mln zł na program willa plus pana Czarnka, elektrownia Ostrołęka – blisko 1,5 mld zł, 30 mln zł – podkomisja smoleńska, billboardy o KPO – 10 mln zł, ławeczki patriotyczne za 1,5 mln zł – stwierdziła Agnieszka Pomaska. – Programu in vitro nie zlikwidowano dlatego, że nie było pieniędzy. Zrobiliście to, bo chcieliście zaglądać do sumień kobiet – dodała.
W imieniu PiS głos zabrała Józefa Szczurek-Żelazsko, która skupiła się na pochwale PiS-owskiego programu Za życiem. Według polityk obywatelski projekt wymaga doprecyzowania i dookreślenia zasad przeprowadzania procedur, które mają być finansowane z budżetu państwa i dlatego klub będzie rekomendował dalsze prace nad ustawą.
Barbara Nowacka: To historyczny moment
– Dzieje się ta rzecz historyczna. Przywracamy w Polsce element sprawiedliwości społecznej. Co znaczyło odebranie refundacji in vitro? Ono oznaczało, że rządzący upokarzali biednych. Upokorzyli te rodziny, które nie miały pieniędzy na prywatny zabieg. Patrzę na was, polityczki i politycy PiS i zastanawiam się, czy nie jest wam wstyd – powiedziała Barbara Nowacka podczas obrad Sejmu.
– To nie jest obowiązkowe. To jest prawo ludzi do posiadania dziecka, to jest prawo ludzi do szczęścia, a stygmatyzowanie tylko krzywdzi dzieci. Możecie krzyczeć, ale dzisiaj wasz krzyk jest śmiesznych krzykiem wieków średnich wobec nauki, wobec wiedzy – grzmiała polityk KO.
W dalszej części debaty Władysław Kosiniak-Kamysz zastanawiał się, jaką trzeba być okrutną władzą, aby pozbawić rodziny największego szczęścia, jakim jest posiadanie dziecka. – Polska wymiera, zamykane są odziały ginekologiczno-położnicze, szpitale borykają się z wieloma problemami, a wy blokowaliście metodę in vitro. 22 tys. dzieci się urodziło – mówił szef PSL.
Skandaliczne słowa Grzegorza Brauna w Sejmie
Głos w dyskusji zabrał także Grzegorz Braun. – Miałem okazję, realizując zdjęcia do filmu, który państwu usilnie, nieskromnie polecam, „Eugenika w imię postępu”, poznać ojca polskiego in vitro, profesora Mariana)Szamatowicza. W zagłębiu in vitro białostockim. Widziałem tę selekcję dokonywaną na moich oczach. Nie na rampie oświęcimskiej, to było małe szkiełko laboratoryjne. Dokonywał tej selekcji zootechnik. Może nie wszyscy państwo wiecie, że z uwagi na koszta zatrudnia się w realizacji tej procedury osoby niekonieczne legitymującej się dyplomem medyka od ludzi – przekonywał polityk dodając, że „obywatelski projekt to zaproszenie do przedsionka piekieł”.
W swojej kolejnej wypowiedzi poseł Konfederacji dopytywał, czy „władze chcą dysponować danymi, ile zarodków zostaje nie na rampie w Oświęcimiu, a na szkiełku po selekcji w termosach, baniakach u profesorów, zootechników z piekła rodem”. Ta wypowiedź oburzyła prowadzącą obrady Dorotę Niedzielę. – Nie podziękuję za tę wypowiedź. Mieszkam 18 km od Oświęcimia i bardzo proszę ważyć słowa. Przepraszam w imieniu izby za wszystkie wypowiedzi, które mogły urazić – odparła wicemarszałek Sejmu.