Ksiądz rozkochał w sobie wierną. Gdy przegrała walkę z rakiem, zażądał majątku
O sprawie poinformowała „Gazeta Wyborcza”. Redakcja zaznacza, że zmieniła też imię duchownego. Sprawa dotyczy małżeństwa Janusza i Jolanty, którzy pewnego dnia postanowili, że wybiorą się wspólnie na pielgrzymkę. W trakcie podróży do świętego miejsca poznali ks. Tadeusza.
Niepoprawna relacja księdza i wiernej
Duchowny był wtedy osobą nieśmiałą, ciepłą i pomocną, a w rzeczywistości – wilkiem w owczej skórze. Krok po kroku miał wpływać na życie rodzinne pary.
Mąż Jolanty odkrył pewnego dnia, że duchowny utrzymuje z nią kontakt po pielgrzymce. Miał manipulować jej emocjami i decyzjami. W pewnym momencie zbyt bliska relacja wiernej i duchownego doprowadziła do tego, że w 2019 roku udali się do notariusza, decydując się na rozdzielność majątkową. W 2020 roku zaś rozstali się na dobre.
W międzyczasie siostra kobiety przeprowadziła „śledztwo”. Dowiedziała się, że kobieta podjęła decyzje finansowe, które nie były korzystne dla całej jej rodziny. Jednocześnie mężczyzna miał przekonywać kobietę, by ta coraz bardziej odsuwała się od męża, czemu stopniowo ulegała.
Kobieta zachorowała. Bliscy zobaczyli na jej smartfonie wymowne zdjęcia
Około roku po rozwodzie kobieta otrzymała przerażającą diagnozę. Okazało się, że ma glejaka IV stopnia. Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) szansa, że osoba z tym rodzajem nowotworu przeżyje pięć lat, wynosi około 20-45 proc. Choroba spowodowała, że Janusz, który wyprowadził się z domu po rozwodzie, ponownie wprowadził się, by mimo wszystko być przy Jolancie.
Jolanta zaś zdecydowała się na leczenie. W trakcie trwania terapii odkrywane były jednak kolejne tajemnice relacji kobiety z duchownym. Okazało się, że rzekomo zakupione zostało mieszkanie w Lublinie – i trzeba było zapłacić za nie podatek. Zaś na dysku smartfona kobiety ujawnione zostać miały zdjęcia wspólnego wyjazdu Jolanty i księdza. Byli tam „w niedwuznacznych pozach” – czytamy na „GW”.
Zaś rodzinna spółka, której prezeską została Jolanta, „popadła w ogromne kłopoty finansowe”. – Wszystko spadło na barki najstarszego syna. Zaczęliśmy prostować te sprawy, wkładać w firmę wszystkie dostępne środki, żeby spłacić długi sięgające jakichś 700 tys. zł – tłumaczył mąż Jolanty – Janusz – w rozmowie z dziennikiem.
Wzięła mu auto w leasing
Syn kobiety musi opłacić zaległy ZUS, jednak to nie wszystko. Kobieta kupiła też niezwykle drogie auto – warte 200 tys. zł – i wzięła je w leasing. Co ciekawe, samochodu nikt z rodziny nie widział, jednak jeździł nim duchowny, który miał rzekomo opłacać kolejne raty. Przelewał jej co miesiąc pieniądze w wysokości 2,5 tys. zł.
„GW” podaje, że rodzina udała się do kurii zamojsko-lubaczowskiej, której podlegać ma duchowny, by na niego donieść. 6 marca biskup uznał ks. Tadeusza za winnego, a także określił karę, której ten się poddał.
Była to nagana. Nakazano mu też odbyć pokutę w domu wspólnoty kontemplacyjnej i wpłacić 5 tys. zł jałmużny na Dom Trzeciego Tysiąclecia w Zamościu. Miał też uregulować wszelkie zaległości wobec diecezji. Na czas pokuty otrzymał również kuratora i zakaz noszenia sutanny. W rozmowie z „GW” rzecznik kurii – ks. Sylwester Zwolak – powiedział, że duchowny odbył całą karę, jaką wymierzył mu kościelny sąd biskupi.
Jeśli chodzi o samochód, początkowo ksiądz nie chciał go zwrócić, ale ostatecznie oddał spółce, do której ten należy. Zaś dzieci Jolanty i Janusza otrzymały pozew od ks. Tadeusza. Duchowny zażądał m.in. 165 tys. zł za „bezpodstawne wzbogacenie się” – czytamy.
Duchowny zrezygnował z pozwu
Rodzina twierdzi, że auto nie jest własnością dzieci, ale spółki. Nie rozumieli też, dlaczego ks. duchowny pozwał więc w tej sprawie właśnie ich. Kobieta zaś nie zostawiła żadnego majątku.
Ostatecznie jednak ks. Tadeusz zrezygnował z planowanej batalii sądowej. W SMS-ie opublikowanym przez „GW” powołał się na przełożonych. „Po gruntownym rozważeniu całej sprawy oraz działając w duchu posłuszeństwa swojemu Biskupowi Diecezjalnemu, zdecydowałem się wycofać założoną sprawę przeciwko rodzinie (...)” – czytamy.