Lekarze chcą reformy

Dodano:
Podwyżki satysfakcjonują, ale zależy nam na zmianach systemowych i wzroście nakładów na ochronę zdrowia - ocenia rezultaty strajków i wymówień lekarskich wiceszef Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Tomasz Underman.

Underman powiedział, że teraz OZZL czeka na nowy rząd, któremu przedłoży swoje postulaty. "Czekamy na podjęcie merytorycznych rozmów. Jesteśmy gotowi rozmawiać o zbiorowym układzie pracy" - powiedział. Zbiorowy układ pracy lekarze proponowali podczas rozmów z rządem latem tego roku. Ma on gwarantować im m.in. minimalne pensje od 5-7,5 tys. zł w zależności od stopnia specjalizacji.

Wiceszef OZZL powiedział, że związek otrzymał z resortu pracy dokumenty o możliwości stworzenia takiego układu. "To dla nas gest dobrej woli. Nie wiem, czy nie jest to obietnica przedwyborcza. Czekamy i będziemy walczyć dalej" - podkreślił. Dodał, że w innym przypadku znów będą protesty.

Odnosząc się do ostatnich wydarzeń związanych z wypowiedzeniami lekarzy, ewakuacją niektórych oddziałów szpitalnych i negocjacji płacowych z lekarzami powiedział, że dziwi go, iż trzeba było doprowadzić do takiej sytuacji, by "zapaliło się światełko w tunelu dla merytorycznych rozmów".

Undreman powiedział, że przed mediacjami ministra zdrowia nie było rozmów dyrektorzy-lekarze, mimo iż ci ostatni złożyli wymówienia i powoli ich termin upływał. "Mówili, że nie ma pieniędzy i koniec. Do końca myśleli, że lekarze nie zrealizują swoich zamierzeń i nie odważą się na odejście z pracy" - powiedział. dodał, że dyrektorzy do końca mieli nadzieje, iż rząd zastosuje jakieś rozwiązania nadzwyczajne.

Według wiceministra Piechy, między dyrektorami a lekarzami była "próba sił do końca". Dodał, że udział w negocjacjach przedstawicieli resortu zdrowia pozwalał na rozpoczęcie rozmów od początku, przerwanie napięcia między stronami.

"Czasami ważne jest, by ktoś umiał na to spojrzeć z innej perspektywy i skłonić obie strony do ustępstw. Wcześniej dyrektorzy z lekarzami się nie spotykali" - powiedział Piecha.

Dodał, że obie strony musiały iść na kompromisy. "Także lekarze musieli spojrzeć na szpitale nie tylko jak na miejsce pracy. Musieli dostrzec inne zobowiązania szpitala; zauważyć, że nie można np. pomijać w rozliczeniach dostawców leków" - powiedział wiceminister.

W jego opinii, dyrektorzy nie byli skłonni do przyznania podwyżek lekarzom, bo obawiali się, iż to zrujnuje im gospodarkę finansową; chcieli inaczej zagospodarować pieniądze, którymi dysponowali. Także te dodatkowe np. z nadwykonań. Piecha dodał, że dziwiło go, iż dyrektorzy nie biorą pod uwagę tego, iż jak lekarze nie będą pracować, to szpital nie będzie miał żadnych pieniędzy.

Według Piechy, protest podzielił środowisko lekarskie. "Starsi pracują w jakimś etosie; są zatroskani o miejsce pracy, pacjentów. I jest grupa lekarzy młodszych, dla których warunki płacowe są decydujące" - wyjaśnił. Dodał, że runął mit, iż lekarz nie odejdzie od łóżka pacjenta.

W skali całego kraju wypowiedzenia złożyło ok. 2 tys. lekarzy - głównie w woj. podkarpackim, mazowieckim, śląskim, świętokrzyskim. W wielu miejscach lekarze porozumieli się z dyrektorami i wycofali wypowiedzenia. W kilku szpitalach doszło do tego, że medycy odeszli z pracy. Trudna sytuacja była w Częstochowie i Mielcu (gdzie doszło do ewakuacji pacjentów), Końskich, Radomiu, Tychach. Ostatecznie lekarze, po wielogodzinnych negocjacjach, często z udziałem przedstawicieli resortu zdrowia, podpisywali porozumienia gwarantujące im podwyżki i wrócili do pracy.

pap, em
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...