Betanki ukrywały się w Lublinie
Kobiety wykazały się przebiegłością. Wsiadając w środę do autobusu, miały już plan ucieczki z ośrodków, do których zostały przewiezione. Znały adresy miejsc, w których mają się spotkać. Wiedziały kto je tam zawiezie. Informacje potwierdza dominikanin, który jechał z nimi do ośrodka w Lublinie, o. Tomasz Franc.
"W autobusie podsłuchałem, że kobiety opuszczą ośrodki i najpierw spotkają się w umówionym miejscu w Lublinie, a potem pojadą na wieś pod Rejowiec" - opowiada. "Pomóc im w tym miały rodziny popierające Jadwigę Ligocką (byłą matkę przełożoną)" - wyjaśnia.
Według "Dziennika", po ucieczce kobiety spotkały się w Lublinie. Ich dokładnej kryjówki nie udało się jednak wyśledzić. "Po szarpaninie w pościg za uprowadzonymi kobietami ruszył jeden z ojców" - mówi o. Franc. "Zgubił ślad w okolicy ul. Kunickiego w Lublinie, stąd wiemy, że ukryły się w którymś z okolicznych domów" - wyjaśnia.
Według o. Franca w Rejowcu Fabrycznym czeka na betanki wypuszczona przez prokuraturę, była matka przełożona. "Mają się osiedlić w domu jednej z byłych zakonnic" - mówi gazecie dominikanin.
Dziennikarze dotarli w czwartek wieczorem pod podany przez dominikanina adres. Mieszkało tu rodzeństwo jednej z byłych betanek. "Jakiś czas temu zabrała je do klasztoru w Kazimierzu" - mówi sąsiad. Jednym z sześciorga rodzeństwa był ojciec odnalezionego w klasztorze niemowlaka. Do momentu zamknięcia tego wydania "Dziennika" żadna z byłych betanek nie pojawiła się w Rejowcu.
W czwartek wieczorem media podały, że sześć lub - jak wynika z innego źródła - kilkanaście byłych betanek próbowało wejść do klasztoru w Kazimierzu. Zeszły ze stromego zbocza, gdzie nie ma ogrodzenia. Zauważyli je ochroniarze. Słyszeli też męskie głosy. Na widok ochroniarzy kobiety rozproszyły się i skryły w zaroślach. Na miejsce wezwano policję.
pap, ss