Niepokojące wieści z Lotniska Chopina. Strażacy „nie dojechali na czas”
Pracownicy UCL odwiedzili warszawskie lotnisko 20 maja. W trakcie kontroli mierzono czas, jaki strażacy potrzebują, by dotrzeć do wyznaczonego przez urzędników miejsca. Dziennikarze wskazują, że kwestię tę regulują międzynarodowe przepisy. Służby muszą do każdego miejsca na drodze startowej dojechać w maksymalnie trzy minuty. Ile zajęło to strażakom?
Lotniskowa straż pożarna „nie była w stanie dojechać na pas startowy w odpowiednim czasie”.
ULC: Niezgodność poziomu pierwszego
Niestety strażacy nie zmieścili się w wymaganym czasie i „oblali test” – podaje TVN24. Mieli dojechać do progu jednego z dwóch pasów startowych, co zajęło im więcej niż trzy minuty. W związku z tym ULC stwierdził tu „niezgodność poziomu pierwszego”. Co to oznacza? Według prawa lotniczego (obowiązuje od 2013 roku) jest to „niezgodność, która stanowi bezpośrednie zagrożenie dla bezpieczeństwa działalności w lotnictwie cywilnym, a jej przyczynę należy natychmiast usunąć” – czytamy. Jeśli się tak nie stanie, obiekt powinien zostać niezwłocznie zamknięty.
Nie było to jednak potrzebne, bo znaleziono tymczasowe wyjście. Dziennikarze ujawniają, że w drugiej połowie maja – w dniu kontroli – kierownik lotniska podjął decyzję, by w pobliżu jednego z pasów startowych postawić „posterunek doraźny”. W jego skład wchodzić musi „co najmniej jeden pojazd bojowy lotniskowej służby ratowniczo-gaśniczej z załogą” – czytamy. W razie zdarzenia strażacy dotrą więc do samolotu na czas, bo będą znajdowali się bliżej maszyny.
W sprawie wyników kontroli z drugiej połowy maja dziennikarze skontaktowali się z prezesem Polskich Portów Lotniczych. Potwierdził on, że taka kontrola miała miejsce, i że w jej trakcie stwierdzono „niezgodność 1. poziomu”.
Strażacy przekroczyli czas, choć wcześniej się w nim mieścili. „Czynnik ludzki”
Dodał, że na warszawskim lotnisku służby mają do dyspozycji wozy strażackie z najwyższej półki. Co wpłynęło więc na zły wynik kontroli? Prezes PPL wskazał na „czynnik ludzki”. Ujawnił, że podczas kontroli przekroczono czas o około 20 sekund (a więc służby dojechały na miejsce w ciągu ok. 200 sekund, a nie 180).
Powiedział też, że trzeba będzie wyciągnąć wnioski z całej sytuacji. Po przyjrzeniu się sprawie PPL prawdopodobnie podejmie decyzję o budowie nowej strażnicy dla strażaków – podaje TVN24. Prezes portów wyjaśnił, że według międzynarodowych standardów strażacy powinni dojechać do samolotu w trzy minuty, ale „dąży się” do tego, by czas ten trwał „do dwóch minut” (czyli 120 sekund). To dlatego, że samolot „płonie szybko”. – Każda sekunda może oznacza ludzkie życie. Dlatego nowe budowane lotniska na pewno będą miały te dwie minuty – ocenił.
Zaznaczył też, że podczas wcześniejszych niespodziewanych kontroli strażacy mieścili się w wymaganych trzech minutach. Testy takie odbywają się „w każdy pierwszy czwartek miesiąca”. Strażacy, choć znają dzień, kiedy taka kontrola nastąpi, to jednak nie znają konkretnej godziny, dlatego też określił ją jako „niespodziewaną”.
Straż pożarna może zostać wezwana w każdej chwili. Tak jak w listopadzie 2023 roku
Z tego, że straż pożarna powinna na lotniskach działać błyskawicznie, zdaje sobie sprawę każdy. Do niebezpiecznej sytuacji może bowiem dojść w każdej chwili.
Przykładowo w listopadzie ubiegłego roku, w kokpicie jednego z samolotów wykryto dym. Na miejsce wezwano pomoc medyczną. W akcji wzięła udział także lotniskowa straż pożarna. W zdarzeniu nikt nie ucierpiał, jednak niektóre loty odnotowały znaczne opóźnienie.