Prof. Bralczyk znowu to zrobił. Tym razem skomentował „murzyna”
Kiedy na świat przychodziły osoby, które – brnąc bez przerwy przez system polskiej edukacji – w tym roku bronią tytuły magistra, Jerzy Bralczyk już mógł tytułować się profesorem. Doktorem tytułował się 27 lat wcześniej. Przez te lata zapracował sobie na miano „pierwszego językoznawcy Polski”. Jego ostatnie opinie są jednak, delikatnie mówiąc, nieco kontrowersyjne. I to mając doskonałą świadomość, „ciętego języka” profesora.
Prof. Bralczyk i „zdychające zwierzęta”
W połowie lipca językoznawca gościł w audycji „100 pytań do” na antenie TVP Info. Nazwa programu opisuje jego format wystarczająco. O ile początkowo obyło się bez kontrowersji, te pojawiły się przy pytaniu o „osoby ludzkie” i „nieludzkie”. Na nie profesor odpowiedział, że takie formy nie pasują mu tak samo, jak nie pasuje mu „adoptowanie zwierząt”.
– Jednak co ludzkie, to ludzkie. Jestem starym człowiekiem i preferuję te tradycyjne formuły i sposób myślenia. Nawet mówienie, że choćby najulubieńszy pies „umarł”, będzie dla mnie obce. Nie, pies niestety „zdechł” – mówił prof. Bralczyk. I wybuchła burza.
Burza po słowach prof. Bralczyka
Na słowa prof. Bralczyka najpierw zareagował dziennikarz Krzysztof Stanowski, a następnie redakcja portalu Gazeta.pl. „Nie. Zwierzęta jak najbardziej umierają. Nie zdychają, jak chciałby profesor. I zostawiają po sobie żałobę, ból i pustkę. I to jak najbardziej jest ludzkie” – napisano w opublikowanym na łamach portalu artykule.
Swoje trzy grosze dorzuciła także dziennikarka Agnieszka Gozdyra. „Do prof. Bralczyka mam gigantyczną pretensję nie o to, że jest (jak mówi) stary. O to, że zasłania się swoim wiekiem i wykorzystuje niekwestionowany autorytet, by zaistnieć, uderzając w zwierzęta, których pozycja jest i tak bardzo podła” – napisała w mediach społecznościowych.
Profesor zdania nie zmienił. – Nie śledzę burzy. Obrazili się na mnie psiarze? – odpowiedział redakcji Onetu.
Prof. Bralczyk o „murzynie”
Teraz profesor został zapytany przez redakcję Kozaczka o słowo „murzyn”, które z jednej strony jest archaiczne, z drugiej – obraźliwe. – To jest językowo oczywiście poprawne, bo w polszczyźnie funkcjonowało od bardzo dawna. W moim leksykonie indywidualnym ono także istnieje, nie wykreśliłem go między innymi dlatego, że dla mnie nie ma to żadnych negatywnych skojarzeń. Dla mnie jest to określenie po prostu pewnych cech fizycznych, które, kiedy ludzi postrzegamy, dominują – odpowiedział redakcji.
Dalej, przechodząc przez wspomnienia z dawnych lat, kiedy to „bardzo chciało się być »murzynem«”, profesor stwierdził, że używanie tego słowa jest uzależnione kontekstowo. – Niedobrze jest, jeśli ktoś używa słów z chęcią dokuczenia komuś, obrażenia. Natomiast jeśli używa tylko dlatego, że dla niego jest to zwykłe, potoczne określenie, to w tym nic złego nie widzę – ocenił.