Afganki ranne przez Polaków wracają do kraju

Dodano:
Trzy afgańskie kobiety, ranne podczas sierpniowej akcji polskich żołnierzy w wiosce Nangar Khel, po około dwóch miesiącach leczenia w Polsce, wracają do kraju. Kobiety, które wymagały intensywnego leczenia chirurgicznego, czują się już dobrze - powiedział dziennikarzom płk Wojciech Hytroś ze służby zdrowia Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych.

"Była częściowa amputacja stopy, było złamanie kończyny. Były rany odłamkowe, które wymagały opatrzenia oraz odpowiedniego postępowania ortopedycznego i chirurgicznego" - powiedział Hytroś. Jak dodał kobiecie, której amputowano część stopy, założono protezę oraz zaopatrzono w buty ortopedyczne.

Kobiety w wieku ok. 20, 30 i 60 lat przyleciały do Polski we wrześniu wraz z powracającą z Afganistanu delegacją polskiego Ministerstwa Obrony Narodowej. Były leczone w wojskowym szpitalu przy ul. Szaserów. W poniedziałek wieczorem samolot z kobietami oraz ich opiekunami odleciał z lotniska wojskowego na warszawskim Okęciu.

Rzecznik Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych mjr Dariusz Kacperczyk pytany, czy kobiety obwiniają polskich żołnierzy za to co się wydarzyło, odparł: "One tak naprawdę w ogóle nie chcą na ten temat rozmawiać".

"Udało nam się dojść do porozumienia bezpośrednio tam na miejscu, zaraz po tym tragicznym zdarzeniu, że przylecą do Polski, żeby pomóc im tutaj" - dodał.

Zgodnie z miejscową tradycją wojsko "zrekompensowało" straty rodzinom poszkodowanych. W ramach zadośćuczynienia, bliskim zabitych i rannych wypłacono odszkodowanie, otrzymali także owce, barany i mąkę.

Jak podkreślił Kacperczyk, gdyby nie pomoc polskich lekarzy, prawdopodobnie do końca życia kobiety miałyby poważne problemy zdrowotne. "Szczęśliwie w naszych warunkach mogliśmy im pomóc na tyle, żeby wróciły do normalnego życia" - powiedział.

Jak dodał, w Polsce pozostały dwie inne osoby, które jeszcze jakiś czas będą wymagały leczenia. Zaznaczył, że nie są to osoby poszkodowane w wyniku akcji polskich żołnierzy. "Te dwie osoby zostały wytypowane przez starszyznę plemienia do leczenia w Polsce jako dodatkowe osoby, na ich życzenie" - powiedział Kacperczyk.

Płk Hytroś wyjaśnił, że po szeregu zabiegów kobiety nie wymagają już intensywnej opieki. "Nasi przedstawiciele będą na miejscu nadal się nimi opiekowali" - podkreślił Hytroś, który koordynował przyjazd kobiet do Polski.

Pytany, czy podczas leczenia wystąpiły jakieś trudności, ocenił, że "trudnościami były bariery kulturowe i językowe".

"Tłumacze nie do końca byli w stanie przetłumaczyć ich język, ponadto przyjeżdżali tu kiedy był jeszcze Ramadan (muzułmański miesiąc rytualnego postu-PAP), mieli inne zwyczaje żywieniowe" - dodał.

Do tragicznego zdarzenia doszło 16 sierpnia, gdy polscy żołnierze otworzyli ogień w kierunku afgańskiej wioski Nangar Khel.

Według prokuratury, doszło do tego kilka godzin po ataku na patrol, a w osadzie nie było talibańskich bojowników. Wskutek ostrzału zginęło sześcioro Afgańczyków, dwie kolejne osoby zmarły w wyniku odniesionych ran. Wśród poszkodowanych były dzieci i kobiety - trzy z nich zostały trwale okaleczone.

Sześciu żołnierzom prokuratura zarzuciła zabójstwo ludności cywilnej, za co grozi od 12 lat więzienia do dożywocia. Siódmemu postawiono zarzut ataku na niebroniony obiekt cywilny - grozi mu do 25 lat więzienia. Wśród zatrzymanych jest m.in. dowódca zespołu bojowego "Charlie" mjr Olgierd C.

pap, ss

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...