Polonia murem za Trumpem? „Wygra Harris, będzie komunizm jak z Polski”
Wrześniowa debata kandydatów na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych była na ustach całego świata. Dużym echem odbiły się słowa Donalda Trumpa dotyczące rzekomego (co według oficjalnych ustaleń jest nieprawdą) zjadania zwierząt domowych przez imigrantów z Haiti, czy zarzucanie Kamali Harris, że „zabierze wszystkim Amerykanom broń”.
Sondaż Ipsos zlecony przez Reutersa po starciu demokratki i republikanina nie pozostawia złudzeń – w kolejnych już ankietach wygrywa Harris. W listopadowych wyborach głos na nią oddałoby 47 procent respondentów. Trump „zgarnąłby” 42 procent.
Wybory w USA. Jak głosuje Polonia?
Zazwyczaj Polonia głosująca w USA ma silne sympatie do Partii Republikańskiej, co nie oznacza, że tak głosuje każdy. O zwolennikach demokratów pisaliśmy tutaj. Pora wysłuchać drugiej strony. Zapytaliśmy więc rodaków o to, dlaczego postawią krzyżyk przy nazwisku Trumpa.
– Mamy nielegalną migrację, często kontrolowaną przez kartele i grupy przemytnicze. Niewiele mówią o tym w mediach demokratycznych. Społeczeństwo jest mocno spolaryzowane, niemal 50 na 50. Mnie to przeraża. Jeśli Kamala Harris przejmie władzę, dostaniemy komunizm, który doskonale pamiętam z Polski. Uciekłem przed nim, a teraz on goni mnie – mówi „Wprost” Jan. 66-latek od ponad 30 lat mieszka w Chicago.
Nielegalna migracja poważnym problemem
Robert w Stanach żyje 27 lat. Aktualnie na przedmieściach Wietrznego Miasta. Jak podkreśla, preferencje polityczne Polonii w Chicago są w dużej mierze prorepublikańskie.
– Również w takiej przestrzeni mogę umieścić moje poglądy. Są one zakorzenione głębiej niż obecna sytuacja polityczna. Wynika to głównie z tego, że republikanie wydają się być opcją wspierającą klasę średnią i skupiającą swoją uwagę na obronie pozycji międzynarodowej Stanów. W tym momencie doszły kolejne elementy, których nie można pominąć, a które sprawiają, że wśród Polonii poparcie dla kandydata republikanów znacznie rośnie, przeciągając na swoją stronę dużą liczbę osób neutralnych – podkreśla.
O co konkretnie chodzi?
– Największy wpływ na to ma chyba otwarcie granic dla nielegalnej migracji i utrata kontroli nad nią. Chicago jako jedno z tak zwanych „sanctuary cities” stało się celem wysyłania nielegalnych imigrantów, co zachwiało poważnie funkcjonowaniem miasta i pociągnęło za sobą podniesienie podatków, które i tak są mocno wyśrubowane, a także wzrost przestępczości, też bardzo wysokiej. Kolejnym elementem mocno wpływającym na sympatię polityczną jest trochę nieudolne pomaganie Ukrainie w wojnie z Rosją. Pomoc przekazywana nie przekuwała się, niestety, do tej pory na sukcesy – wymienia Robert.
Istotną kwestią są również zawirowania wokół kandydata demokratów i lipcowa rezygnacja z wyścigu o prezydencki fotel Joe Bidena.
– To również wzmocniło pozycję Trumpa. Sama Harris wydaje mi się bezbarwną i nierzeczową osobą. Nachalne pompowanie jej wizerunku odpycha mnie od jej kandydatury, ale muszę tutaj przyznać, że tak uporczywa promocja może sprawić, że to ona wygra wybory. Nie mogę pominąć jeszcze jednego faktu. Trump jako prezydent wydawał się niezwykle przychylny Polsce i Polakom. Doceniał poparcie, jakie dostał od Polonii i znalazło to odbicie w jego polityce.
J.D. Vance i Donald Trump lepsi w geopolityce?
Zdaniem Roberta para Donald Trump i J.D. Vance na tle Kamala Harris i Tim Waltz wydają się lepiej rozumieć sytuację międzynarodową.
– Z ich deklaracji można wywnioskować, że w wojnach w Ukrainie i w Izraelu dopatrują się tylko potyczek harcowników, a prawdziwy konflikt, jaki za tym stoi to wyścig o dominację na świecie, który jakiś czas temu podjęły Chiny i który nabiera rozmachu. Państwo Środka unika bezpośredniej konfrontacji, ale zawsze staje w opozycji do Stanów Zjednoczonych. Trump już za swojej pierwszej kadencji spróbował chronić amerykańską gospodarkę, rozpoczynając z Chinami wojnę celną i teraz wraz z kandydatem na wiceprezydenta deklarują jej ciąg dalszy – puentuje.
Jolanta do USA wyprowadziła się jeszcze w latach 80. Uważa, że dziś nie ma odpowiedniego kandydata do zajęcia miejsca w Gabinecie Owalnym.
– To trudna sytuacja dla Amerykanów i Polonii. Myślałam, że w debacie usłyszę więcej konkretów dotyczących planu na zmniejszenie inflacji, rozwiązania kwestii nielegalnej migracji, zwiększenia liczby miejsc pracy oraz poprawy sytuacji na rynku mieszkaniowym. Tak się jednak nie stało, niestety. Królowało przerzucanie się personalnymi zaczepkami – podsumowuje.