Dramatyczny apel przedsiębiorcy z Nysy. „Panie premierze, zostało mi ostatnie tysiąc złotych”

Dodano:
Szymon i Renata prowadzili w Nysie swój gabinet oraz sklep Źródło: Wprost / Piotr Barejka
Woda, która wdarła się do gabinetu, zabrała Szymonowi i Renacie wszystko. W chwilę stracili to, na co pracowali ponad dwadzieścia lat. – Co teraz? Od zera mam zaczynać? – pyta dzisiaj Szymon. – To jest tragedia. Mamy już swoje lata, mamy szóstkę dzieci – mówi.

Wiele ulic w Nysie pogrążyło się nocą w ciemności. Uliczne lampy nie działają, przed domami leży to, co zniszczyła woda. Mieszkańcy wyrzucają meble, lodówki i telewizory. Hałasują strażackie pompy, bo piwnice i garaże wciąż są zalane. Część ulic pokrywa muł, na parterach nadal trwa sprzątanie. Właściciele drobnych biznesów szorują podłogi w swoich lokalach, wynoszą pozostałości sprzętu i towarów. Pracują od rana do nocy.

– Był alarm, poszła woda, chwila moment i wszystko zalane. Tu widać, ile było wody – Szymon pokazuje jedną z szyb, na której ślad sięga wysokości pasa. – Lasery, sprzęt za półtora miliona, wszystko poszło. Mówili nam, że do pokoju obok nawet nie możemy wejść, bo pod podłogą jest dziura. Nie mamy już nic – załamuje ręce.

Szymon razem z żoną, Renatą, prowadził gabinet rehabilitacyjny i sklep medyczny. W lokalu stoi jeszcze kilka szafek, które i tak trzeba wyrzucić. Poza tym pustka. Na ścianach zostały oprawione w ramki certyfikaty. Ich woda nie dosięgnęła.

Zniszczony sklep medyczny

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...