Łukasza Ż. dobrze znano na Bielanach. Częste imprezy, krzyki, awantury i wizyty policji
Po pytaniach o Łukasza Ż. na warszawskich Bielanach, dziennikarz „Faktu” spotykał się zwykle ze zdecydowanymi odpowiedziami. Większość rozmówców nie ukrywała, że bała się tego mężczyzny.
Sąsiedzi Łukasza Ż. bali się mężczyzny
— Proszę pana. To, co się tu działo, przechodzi ludzkie pojęcie. Jak teraz sobie o tym pomyślę, to mam ciarki na całym ciele. Przychodzili tu do niego dziwni ludzie. To było szemrane towarzystwo. W mieszkaniu non stop było głośno. Na klatce było naprawdę nieprzyjemnie. Strach było wyjść z mieszkania — opowiadali.
Wspominali nocne libacje, które nie pozwalały im spać. — Odbywały się tam takie imprezy, że nie dało się chwilami tego wytrzymać. Krzyki, kłótnie, awantury. Policja była tu na porządku dziennym – podkreślała sąsiadka z bloku. Zapewniała, że oprócz alkoholu w mieszkaniu Łukasza Ż. pojawiały się też inne substancje odurzające.
— Był tu nalot policji na to mieszkanie, bo podobno ten chłopak miał jakieś narkotyki. Z tego, co pamiętam, cztery lata temu podczas libacji próbował wyskoczyć przez balkon. Wtedy interweniowały policja i straż pożarna. Niektórzy się wyprowadzili, bo mieli już najwyraźniej tego dość – usłyszał reporter „Faktu”.
– Ciotka, z którą mieszkał, nie miała nic do powiedzenia. Zamykała się w pokoju, a on zapraszał towarzystwo i urządzał pijackie balangi do rana. Potem, jak go zamknęli, chyba za narkotyki, to było chwilę spokoju, ale znowu wrócił – dodawała inna osoba.
Wypadek na Trasie Łazienkowskiej. Łukasz Ż. „był dziwny, nieobliczalny”
Na temat Ż. wypowiadali się nie tylko mieszkańcy jego bloku, ale też ludzie z okolicy. — Krążyły o nim różne historie. Mówili, że handluje dragami i dopalaczami, że ma jakieś powiązania z dziwnymi ludźmi. Słyszeliśmy, że podobno brał udział w uprowadzeniu kogoś, ale ile w tym prawdy, ciężko powiedzieć – opowiadał jeden z mieszkańców Bielan.
— On był dziwny. Chwilami taki trochę jak nieobliczalny. To pewnie po tych narkotykach, które mieszał z alkoholem. Wszyscy wiedzieli, że lepiej nie wdawać się z nim w żadne rozmowy, bo mogło to się źle skończyć. Współczujemy tej jego ciotce, bo na pewno przeżywała tam gehennę, a to taka miła kobieta – dodawał kolejny rozmówca „Faktu”.
Jedna z osób z otoczenia Łukasza Ż. jeszcze przed jego zatrzymaniem życzyła mu konfrontacji z wymiarem sprawiedliwości. — Mam nadzieję, że znajdą tego drania i odpowie za to, co zrobił. Zabił po pijaku niewinnego człowieka, a swoją dziewczynę zostawił na pastwę losu. Długo nie nacieszy się wolnością, bo w końcu ktoś go sprzeda. To, co zrobił, nie może pozostać bez kary – podkreślała.