Chcesz wysłać paczkę dla powodzian? Rzecznik PCK apeluje: „Weź głęboki oddech”
Piotr Barejka, „Wprost”: Sytuacja na terenach objętych powodzią zmienia się z godziny na godzinę. Gdzie obecnie działa Polski Czerwony Krzyż?
Michał Mikołajczyk, członek Zarządu Głównego PCK: Wciąż dostajemy sygnały, które płyną od naszych wolontariuszy i pracowników z Dolnego Śląska, Opolszczyzny, Śląska, województwa lubuskiego i Małopolski. Na bieżąco aktualizujemy informacje. Obecnie Małopolska nadal uczestniczy w pracach sztabu, ale już nie raportuje kolejnych akcji, grupa ratownictwa na Śląsku także poinformowała o zakończeniu działań, powoli kończą się też działania ratunkowe na Opolszczyźnie i Dolnym Śląsku.
Dynamizm sytuacji polega jednak na tym, że nie wszędzie, nawet w obrębie jednego miasta, jest jednakowo. W Lewinie Brzeskim (woj. opolskie) woda ustępuje, ale wciąż są miejsca, gdzie ludzie mają wodę w piwnicach, a nawet na piętrach. Gdzieniegdzie przywrócono już bieżącą wodę, ale wciąż nie ma prądu, w innych miejscach jest na odwrót.
W terenie działają wciąż nasze grupy wsparcia humanitarnego, których mamy jedenaście. Wszystkie – poza jedną, lubelską – powstały na fali pomocy po rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Dzisiaj stanowią jednostki profesjonalnie przygotowane do świadczenia pomocy humanitarnej, przy ewakuacji i dystrybucji darów. Trzeba również mieć na uwadze, że w przeciągu najbliższych tygodni, wraz z opadającą wodą i emocjami, wydarzy się jeszcze wiele rzeczy, pojawią się nowe problemy.
Co teraz jest największym wyzwaniem dla niosących pomoc?
Logistyka pomocy jest bardzo ważna. Wiemy, że zazwyczaj nie ma już zapotrzebowania na wodę i jedzenie, za to potrzebne są materiały do odbudowy, czyli osuszacze, kuchenki, ozonatory, a niedługo będą to okna, drwi, farby, meble. Niestety cały czas, mimo apeli, przywożona jest na przykład odzież. Jako społeczeństwo po raz kolejny stanęliśmy na wysokości zadania. Nie tylko jako Polacy, bo w punktach zbiórek i wśród wpłacających i widzimy również wielu Ukraińców, którzy mówią, że od nas dostawali tak dużo, więc teraz też chcą coś od siebie dać.
Ale jeżeli już pomogłeś, weź głęboki oddech, śledź i patrz, co teraz najlepiej zrobić.
Fala pomocy musi być dobrze skoordynowana. W odruchu serca idziemy, kupujemy różne rzeczy, wszystko jest pomieszane. My cały czas mówimy o mądrym pomaganiu, przede wszystkim – jako wyspecjalizowana organizacja – apelujemy o to, aby wpłacać nam pieniądze. Nie dlatego, że lubimy mieć dużo na koncie, bo te pieniądze długo na kontach nie leżą.
Jeżeli ktoś nam ufa, chce przez nas przekazać pomoc, to lepiej, żeby wpłacił darowiznę o równowartości tego makaronu czy konserw. My wiemy, co i gdzie jest w danym momencie potrzebne. Chodzimy od drzwi do drzwi i weryfikujemy potrzeby. Wiemy, gdzie to kupić, mamy też opanowaną logistykę. W piątek negocjowaliśmy zakup tysiąca kuchenek i czterech tysięcy kartuszy gazowych. To jest coś, czego pojedyncza osoba raczej nie zrobi.
Wśród mieszkańców pojawiają się głosy o chaosie, który początkowo panował. Pomagało wiele organizacji, przyjeżdżały prywatne osoby, włączały się firmy z całego kraju.
Trudna sytuacja wymaga skoordynowanego wsparcia. Przykład Stronia Śląskiego pokazuje, jak ważna jest współpraca. Ze strażą pożarną i lokalnymi władzami uzgodniliśmy, że zajmiemy się kompleksową organizacją pomocy humanitarnej w gminie. Wysłaliśmy na miejsce specjalistów w zakresie koordynacji pomocy oraz ratowników medycznych, w pierwszym tygodniu łącznie cztery Grupy Ratownictwa PCK i pięć Grup Pomocy Humanitarnej. Od początku byliśmy wsparciem medycznym dla szpitali polowych, współpracowaliśmy ze strażakami i innymi służbami, a jeden z hoteli zaoferował miejsca dla osób ewakuowanych.
Przeprowadziliśmy ocenę potrzeb medycznych we wszystkich miejscowościach gminy, identyfikowaliśmy realne potrzeby mieszkańców, aby móc nieść pomoc w takiej formie, jaka jest potrzebna, zorganizowaliśmy system dystrybucji pomocy. Dzięki temu mogliśmy precyzyjnie informować darczyńców, jakie środki i zasoby są najbardziej potrzebne.
Niestety, sytuacje tego typu są pożywką dla tych nielicznych ludzi, którzy mają nieczyste intencje. Chcą coś ukraść, wynieść, komuś zaszkodzić, więc na to też nasi ludzie zwracali uwagę.
Wspomniał pan o problemach, które pojawi się w najbliższych tygodniach i miesiącach. Na co się przygotowujecie?
Naszą rolą jest to, żebyśmy pamiętali o ludziach na zalanych terenach, bo będzie to proces długofalowy. Nie wiemy, czy będziemy mieć do czynienia z rozwojem negatywnej sytuacji epidemiologicznej, nie wiem, co się wydarzy z COVID-em, co wydarzy się podczas nadchodzącej zimy. Rozważamy różne scenariusze. Wiele osób i firm zgłosiło się już do nas z chęcią wsparcia, to nie jest może aż tak duża fala, jak po wybuchu wojny w Ukrainie, ale naszą rolą jest utrzymać ten zapał.
Równie ważne będą potrzeby niematerialne. Chodzi o wsparcie psychologiczne, w Głuchołazach i Stroniu Śląskim koordynujemy już te działania. Widzimy potrzebę, która będzie narastać, gdy opadnie woda. Ludzie wysprzątają muł i odpady, adrenalina spadnie, pojawi się zmęczenie, które wszystko odsłoni. Poza wsparciem doraźnym, uruchamiamy też to bardziej systemowe, możliwość spotkania ze specjalistą, rozmowy telefonicznej. Chcemy organizować wyjazdy na zielone szkoły dla dzieci.
Ludzie proszą, żeby to nasze zainteresowanie było takie samo za trzy tygodnie, bo zdają sobie sprawę, że przed nimi jest długa droga. Często są to osoby, którzy na przestrzeni lat doświadczają powodzi po raz trzeci. Jeden z naszych wolontariuszy rozmawiał ze starszą panią, pytał, czego jej potrzeba, pomagał i donosił dary. Ta kobieta powiedziała, że nie będzie miała już środków, żeby się po raz trzeci odbudować, ale tak naprawdę to nie ma sił i czasu. Dla nas to sygnał, żeby o tej osobie pamiętać, takie postawy mogą potencjalnie znaleźć ujście w tragicznych rozwiązaniach.