Były oficer wywiadu: Nie mamy szczęścia do kierowania służbami

Dodano:
Marcin Faliński / Źródło: WPROST.pl
– Jeśli chodzi o osoby wybrane do kierowania służbami to nie mamy do nich szczęścia w naszym kraju, patrząc na ostatnich ponad 30 lat – mówi „Wprost” Marcin Faliński, emerytowany oficer wywiadu oraz autor powieści szpiegowskich. Jego najnowsza książka – „Obietnica zdrady” – porusza wątki wojny w Ukrainie, politycznych nacisków czy afery wizowej.
Z Marcinem Falińskim spotykamy się w pubie stylizowanym na brytyjski w warszawskim Śródmieściu. Bardziej „łodynowo” być już nie może. To właśnie tam oficer wywiadu i bohater powieści Marcin Łodyna spędzał dużo czasu, rozmawiając między innymi z Caroline Godlewski – brytyjską koleżanką po fachu.

Aleksandra Cieślik, Wprost: Trzy transportowe ukraińskie samoloty lecące w lutym 2022 roku nad Podkarpaciem. Tę sytuację opisałeś w swojej najnowszej książce „Obietnica zdrady”. Zdarzyła się ona naprawdę, a dokładnie w pierwszy dzień pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę.

Marcin Faliński: Taką informację dostałem od znajomej z tego regionu. Zarzekała się, że widziała te maszyny. Trudno określić mi wiarygodność tej historii, ale gdy zacząłem potem łączyć kropki, stwierdziłem, że z dużym prawdopodobieństwem mogła się ona wydarzyć. Zastanawiałem się, jeśli to prawda, jakie zasoby państwowe wywozili Ukraińcy i gdzie planowali je ulokować. O tym też poniekąd jest ta powieść.

Ale nie tylko. Dużo wątków jest lub było (do zmiany władzy) aktualnych i prawdziwych. Afera wizowa, „zaproszenia” dla obcokrajowców z prywatnej uczelni, podsłuchiwanie polityków ówczesnej opozycji Pegasusem, chaos i upolitycznienie służb czy – oczywiście – wojna w Ukrainie. Czasem miałam wrażenie, że czytam książkę non-fiction.

W pewnych obszarach, czyli tej sytuacji strategicznej w Polsce, w Ukrainie, w Europie, w Rosji – owszem. Miejsca, zdarzenia, różne osoby – wiele sytuacji jest prawdziwych, niektóre uzupełniłem fabułą, niektóre wątki pozostawiam do rozwikłania dla czytelnika, inne historie mogły się z całą pewnością zdarzyć, a my o tym po prostu nie wiemy. Odpowiedziałbym, że w „Obietnicy zdrady” znajdziemy taki miks. W niektórych jego częściach prawdy jest sto procent, w niektórych jeden.

„Obietnica zdrady” to najnowsza książka Falińskiego

Znamy się też prywatnie. Szukałam podobieństw Marcina Łodyny (głównego bohatera, oficera polskiego wywiadu będącego na emeryturze – red.) do ciebie. Coś tam jednak się zgadza! Choćby plecak, który zjeździł z tobą pół świata, niektóre cechy charakteru, chęć pójścia pod prąd…

Łodyna ulepiony jest trochę ze mnie, a trochę z innych oficerów spotkanych na mojej zawodowej drodze.

Ale można byłoby takiego Łodynę minąć na korytarzu na Miłobędzkiej (siedzibie Agencji Wywiadu – red.)?

Jak najbardziej.

Zdarza się, że od kolegów czy koleżanek po fachu słyszysz: „Marcin, przekroczyłeś granicę, napisałeś za dużo o tej sprawie”?

Spotkałem się kiedyś z takimi zarzutami, ale nieoficjalnymi i nie pod moim adresem. Czytelnicy pytają też, czy mogę mówić o danych kwestiach lub krytykują, że to robię. Wychodzę z założenia, że jeśli dostaję informację w rozmowie telefonicznej, przez sms lub mailem to nie jest ona tajna. Przy odrobinie wiedzy informatycznej można do niej bez problemu dotrzeć. Czegoś objętego klauzulą oczywiście nie ujawniam. Kiedyś jedna z żołnierek Żandarmerii Wojskowej w szerszej dyskusji oceniła, że oficer wywiadu wyjeżdżający za granicę nie może robić zdjęć, bo to służbowy wyjazd. Nie zgadzam się z tym. Nic bardziej błędnego. Może, a nawet powinien, bo przecież żyje tam normalnie, chodzi do restauracji, zwiedza, poznaje ludzi, imprezuje. Podejrzenia wzbudziłby, nie robiąc tych rzeczy. Co innego żołnierze na wojskowych misjach. Tu są większe obostrzenia.

Czyli raczej „trzymasz się w ryzach”, pisząc?

Tak. Zresztą po skończeniu powieści przeprowadzam redakcję, sprawdzam, czy wszystkie prawdziwe historie są wystarczająco „zakamuflowane”.

Podobnie jak Łodyna, jesteś bardzo skrupulatny w pracy. Studiujesz rozmaite zapiski, dokumenty, prowadzisz ożywioną korespondencję mailową, przeglądasz archiwa IPN, by następnie jak najlepiej oddać klimat danego miejsca na kartach książki. Nauczyła cię tego wieloletnia służba?

Faktycznie, czytam tysiące stron, by odpowiednio zbudować background. Pomagają mi w tym również eksperci. Przykład? Bułgarski dziennikarz śledczy opowiedział mi o aktywności rosyjskich służb specjalnych na początku wojny w Ukrainie w porcie w Burgas. Nie będę zdradzać fabuły, ale ten wątek pojawia się również w „Obietnicy zdrady”.

Marcin Faliński jest autorem powieści szpiegowskich

Na końcu powieści opisujesz dość istotne spotkanie Łodyny z wiceministrem w nowym polskim rządzie. Akcja dzieje się w grudniu 2023 roku. Taka sytuacja faktycznie miała miejsce, a Łodyną byłeś ty.

Tak. Zresztą książkę pisałem w 2022 i 2023 roku. Łodyna odnosi się tam do rozmaitych wątków, jak choćby afera wizowa, inwigilacja polityków ówczesnej opozycji Pegasusem, nieprawidłowości i polityczne naciski w wymiarze sprawiedliwości, chaos w służbach i ludzie z nadania „góry”. Chyba przewidziałem trochę przyszłość, zawierając tam historię o zmianie władzy, a zwłaszcza konkretnych archetypach bohaterów (śmiech)!

No właśnie, Łodyna miał spore wątpliwości natury moralno-etycznej, by już na emeryturze zaangażować się w pomoc Agencji Wywiadu. Nie podobało mu się to upolitycznienie oraz komunikacyjny chaos, zmienność komunikatów, niekompetencja niektórych oficerów.

Trzeba jasno powiedzieć – to problem, który widzimy we wszystkich polskich służbach. Nasza Agencja… różnie było z tym fartem. Raz lepiej, raz gorzej. Jeśli chodzi o osoby wybrane do kierowania służbami to nie mamy do nich szczęścia w naszym kraju, patrząc na ostatnich ponad 30 lat.

Wróćmy znów stricte do akcji powieści. Na jej ostatnich stronach domykasz wszystkie wątki. Dla mnie jako czytelniczki to kamień z serca!

Robię tak zawsze, przy każdej książce. W trakcie pisania notuję historie, które muszą się rozwiązać, by nie pozostawić nikogo z poczuciem takiego zawieszenia. A tych spraw jest zwykle sporo.

Twoje książki czytają politycy – mówiłeś mi kiedyś o tym.

Prawda – oni, dziennikarze i pracownicy IPN – o tych grupach wiem. Te powieści, szczególnie „Obietnica zdrady”, mocno wchodzą w świat polityki. Ta książka ma uświadomić wszystkim zainteresowanym, do czego może być wykorzystana władza i jakie historie dzieją się często poza naszymi oczami. Nie opowiadam się jednostronnie za żadną z opcji. Pokazuję, jak pewne sprawy wewnętrzne może wykorzystać nasz przeciwnik.

Swoje poglądy wyrażasz wprost. Nie boisz się, że stracisz część fanów?

Może to niestosowne porównanie, ale Mickiewicz, Norwid, Słowacki, Sienkiewicz czy Reymont też wyrażali. Jak wyglądałaby nasza rzeczywistości dziś, gdyby wtedy siedzieli cicho? Nie lubili ich może wszyscy, ale o każdym z nich mówimy nawet teraz, po latach. Trochę męczy mnie, że pisarze w Polsce są jednowymiarowi i – w większości – oderwani od rzeczywistości.

Z czym chcesz zostawić czytelnika po „Obietnicy zdrady”?

Oprócz dobrej szpiegowskiej historii? By zdał sobie sprawę z miejsca, w którym aktualnie znajduje się Polska, jakie są zagrożenia, jakie błędy popełniano przez wiele lat. Nie mówię wyłącznie o poprzedniej ekipie rządzącej, ale i wcześniejszych. Chciałbym, by krytycznie spojrzał na pewne sprawy i wiedział, po której stronie barykady stanąć. Bo wojna już trwa, na razie hybrydowa, w cyberprzestrzeni, na granicy wschodniej, poprzez ujawnione akty dywersji, ale trwa i tak do tego należy podchodzić.

***

Chcesz porozmawiać z autorką? Napisz: a.cieslik@wprost.pl

Źródło: WPROST.pl
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...