Najpierw zarzuty karne teraz mobbing. Działaczka PiS nadal szefuje w PCPR
Pomimo ciążących na niej zarzutów, Anna G. nadal pełni funkcję kierowniczą w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie w Tarnowie. Zarzuty te dotyczą udziału w procederze nielegalnego przejmowania majątków starszych i schorowanych emerytów z Domu Pomocy Społecznej w Nowodworzu.
Według śledczych, Anna G. wspólnie z byłym starostą tarnowskim Romanem Ł., wójtem gminy Szerzyny Grzegorzem G. oraz notariuszem Wojciechem W., miała wpływać na decyzje nieporadnych życiowo seniorów, by ci darowali swoje majątki na rzecz gminy lub wybranych osób.
Prokuratura podkreśla, że osoby, które były stroną takich darowizn, nie były w stanie podejmować samodzielnych decyzji. W wyniku działań Anny G. oraz pozostałych oskarżonych mogło dojść do bezprawnego przejęcia majątku o łącznej wartości sięgającej kilku milionów złotych. Pomimo poważnych zarzutów Anna G. nie została aresztowana i odpowiada z wolnej stopy. Decyzja ta wywołała zdziwienie, szczególnie w kontekście możliwości utrudniania śledztwa, co do czego prokuratura również wyraziła swoje obawy.
Pracownicy PCPR zarzucają Annie G. mobbing
Do prokuratorskich zarzutów doszły ostatnio także skargi pracowników PCPR. W liście, który trafił 29 września 2024 roku na biurko przewodniczącego Rady Powiatu Tarnowskiego, Pawła Smolenia, pracownicy wyrażają poważne obawy co do zachowania swojej przełożonej. W ich relacjach Anna G. nie tylko stosuje metody przypominające mobbing, ale także wymusza na pracownikach dostęp do poufnych informacji oraz psychicznie ich zastrasza.
Jak wynika z listu, Anna G. wielokrotnie żądała od podwładnych dostępu do danych osobowych oraz niejawnych informacji, nie powołując się przy tym na żadne przepisy prawa. „Wybrane przez panią dyrektor ofiary są cyklicznie wzywane do jej gabinetu i z tego powodu wymiotują ze strachu. (…) W jej gabinecie są przesłuchiwani w różnych sprawach” – czytamy w liście pracowników PCPR.
Anna G. miała również wykorzystywać służbowe media społecznościowe do autopromocji, zmuszać podwładnych do zbiórek na kosztowne prezenty oraz opuszczać dni pracy, co prowadziło do poważnych zatorów decyzyjnych w instytucji.
Reakcja władz powiatu i odpowiedź prawnika Anny G.
Na początku października 2024 roku list pracowników trafił do wszystkich radnych powiatowych, co wywołało publiczną reakcję samej dyrektor. W odpowiedzi na pismo Anna G. oskarżyła przewodniczącego rady Pawła Smolenia o szarganie jej dobrego imienia, grożąc jednocześnie procesem o zniesławienie.
Do sprawy włączył się również prawnik dyrektor, mecenas Dawid Gąsawski, który wyraził stanowisko swojej klientki, uznając wszelkie zarzuty pracowników za „anonimowe pomówienia, godzące w dobre imię Anny G”. Gąsawski podkreślił, że pracownicy jednostki nie złożyli podpisów pod pismem, co według niego czyni je niewiarygodnym.
Starosta tarnowski, Jacek Hudyma, również starał się bagatelizować problem, uznając list za anonimowy dokument i podkreślając, że nie widzi podstaw do zajmowania się sprawą. „Z racji tego, że nikt nie był pod tym dokumentem podpisany z imienia i nazwiska, po przeczytaniu dokumentu zdecydowałem, że wsadzamy to do ‘koszyka spraw nie do rozpatrywania’” – tłumaczył Hudyma w rozmowie z mediami.
Zdaniem starosty obecne zarzuty są bezpodstawne, a wielu pracowników wyraziło pozytywną opinię o atmosferze pracy w jednostce.
Kolejna publiczna funkcja dla działaczki PiS
Pomimo ciążących na Annie G. zarzutów karnych, zyskała ona nową posadę w radzie nadzorczej Małopolskich Dworców Autobusowych (MDA) – spółce zarządzanej przez samorząd wojewódzki, kontrolowany przez PiS. Zatrudnienie w MDA wzbudziło kontrowersje, gdyż jest to kolejna sytuacja, gdy samorząd staje się „przechowalnią” dla polityków związanych z partią rządzącą.
Przykład Anny Paluch, byłej posłanki PiS, która znalazła tymczasową pracę w MDA po utracie mandatu poselskiego, ukazuje schemat obsadzania stanowisk publicznych osobami powiązanymi politycznie.
Rzeczniczka prasowa Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego, Magdalena Opyd, podkreśliła, że decyzja o zatrudnieniu Anny G. została podjęta, gdy nie było jeszcze informacji o postawieniu jej zarzutów. „Wówczas jednak nie wiedzieliśmy, że zarzuty wobec niej trafią do sądu. Teraz gdy to się stało i gdy mamy taką wiedzę, zarząd województwa jeszcze raz przeanalizuje tę sytuację i podejmie odpowiednie kroki” – wyjaśniła Opyd.