Brat Komendy szczerze o rodzinnych relacjach. „Jakim trzeba być człowiekiem?”
– Nie pogodziłem się ze śmiercią Tomka. Za szybko odszedł, nie tak powinno być. I jeszcze, że to się wydarzyło w takich okolicznościach. Częściej miałem z nim kontakt w więzieniu, niż jak wyszedł – mówił Krzysztof Klemański w rozmowie z dziennikarką Gazety Wyborczej.
Byli z Tomkiem nierozłączni
Jak zaznaczył, od dziecka byli z Tomkiem nierozłączni. Tomek zawsze był wesoły, żartował. Nawet w więzieniu, gdzie robił pierogi z resztek jedzenia, walczył o normalność. Krzysztof zaznaczył, że na widzeniach starał się odciągać go od tamtej rzeczywistości. Wspominali młodzieńcze przygody, jak tę, gdy na Ślęży zgubili się i jedli buraki z pola, bo byli głodni.
Po wyjściu z więzienia Tomek był szczęśliwy, kiedy mógł u niego w firmie pracować fizycznie. – Wtedy nie miał jeszcze pieniędzy, więc załatwiłem mu pracę u siebie w firmie. Jaki on był szczęśliwy, że mógł z taczką pojeździć, porzucać kamieniami, wyżyć się trochę, pobyć z ludźmi – opowiadał rozmówca.
Dodał jednak, że Tomek miał też załamania, mówił, że nie uniesie tego, co przeżył. Razem płakali nad jego wspomnieniami z więzienia.
Ostatnio widział się z bratem w 2020 roku. – Widywałem go coraz rzadziej, aż przestałem go widywać w ogóle. Spotkaliśmy się jeszcze na premierze filmu w grudniu 2020 roku, on się wtedy oświadczył. Poprosił mnie, żebym mu wniósł kwiaty i pierścionek, normalnie rozmawialiśmy, zresztą mógł poprosić każdego, a wybrał mnie. A potem znowu cisza – mówił Krzysztof dodając, że kiedyś przypadkiem spotkał Tomasza na ulicy. Nie chciał ze nim rozmawiać.
Najstarszy brat przejął kontrolę nad Tomkiem
Jak zaznaczył, Tomek miał ciężkie życie – choroby w dzieciństwie, więzienie, potem toksyczne wpływy. Po wyjściu z więzienia bardzo chciał nadrobić stracone lata, ale nie widział zagrożeń, które dostrzegała reszta rodziny. Rozmówca GW podkreślił, że zrobiono z niego celebrytę, na co nie był gotowy. Odsunął się od psychologa, przerwano kontakty z ludźmi, którzy mu pomagali, jak Bracia Collins. Podkreślił, że Maciek, ich najstarszy brat, kontrolował każdy aspekt życia Tomasza.
Jak twierdzi Krzysztof, Maciek odciągał Tomka od rodziny. Ograniczał jego kontakty z rodziną, mówił, że odwiedzali go w więzieniu dla pieniędzy, co było absurdem. Wmawiał mu, że to przez mamę Tomek trafił do więzienia. Odciągałgo też od pracy i psychologa oraz partnerki. – Maciek nie pozwolił mu być ojcem, partnerem, synem, bratem. Wszystko było dla Maćka, przez Maćka i dla niego. Tomek był tak przerobiony, że bez pozwolenia to chyba nawet nie chodził siku. Cokolwiek robił, z kimkolwiek się spotykał, informował Maćka – mówił Krzysztof.
Podkreślił, że nawet na pogrzebie rodzina Maćka opowiadała, jak się nim opiekowali i spełniali jego marzenia. – Tylko jakie marzenia? Tomek zawsze chciał mieć BMW, miał Peugeota. Zawsze marzył o huskim, ale dostał kundelka. Chciał wyjechać z Wrocławia, zamieszkać w domku na wsi, ale też nic z tego – relacjonował. – Była partnerka Tomka opowiadała nam, że on nawet w pewnym momencie nazywał Maćka i jego żonę mamą i tatą – dodał.
Maciek nie pozwolił mu pożegnać się z Tomkiem. „Jakim trzeba być człowiekiem?”
W rozmowie przyznał, że próbował z Tomaszem nawiązać kontakt, nie wiedział jednak, gdzie mieszka. Gdy razem z matką dowiedział się, że choruje, razem szukali go po szpitalach, ale ten wypisał się na własne żądanie. – Potem dowiedzieliśmy się, gdzie mieszka, pojechaliśmy tam z mamą, ale Maciek nas nie wpuścił – mówił Krzysztof.
Podkreślił, że nawet kiedy Tomasz umarł, na pogrzebie nie pozwolono mu się pożegnać z bratem. – Jakim trzeba być człowiekiem, żeby nawet nie pozwolić pożegnać się z umierającym bratem? – skwitował.