Lewica zwleka z ogłoszeniem kandydata. Trela: Nie ulegliśmy presji czasu

Dodano:
Poseł Tomasz Trela Źródło: Newspix.pl
– Ten, kto uważa, że na pewno Trzaskowski i Nawrocki będą w drugiej turze, jest albo nierozsądny, albo zbyt butny, albo zbyt pyszny – mówi w cyklu „Wprost z rana” Tomasz Trela. Poseł Nowej Lewicy wskazał, kogo widzi jako kandydata swojej partii.

Większość kandydatów jest już znana. Wy ze swoim ogłoszeniem się nie spieszycie. Teraz pojawiły się informacje o 15 grudnia. To już pewna data?

Najbardziej prawdopodobna. My nie ulegliśmy tej presji czasu, żeby przedstawić kandydata jak najszybciej, bo „ktoś pierwszy, ktoś drugi, ktoś trzeci”. Na początku października podjęliśmy decyzję, że na pewno będziemy wystawiać kandydaturę z ramienia Lewicy. Mówiliśmy że to będzie albo w grudniu, albo na początku stycznia. Jesteśmy konsekwentni.

Termin 15 grudnia wydaje się bardzo prawdopodobny, bo wtedy jest zaplanowane posiedzenie rady krajowej Nowej Lewicy i konwencja, która ma podsumować rok udziału Lewicy w koalicji. Najprawdopodobniej wtedy się to wydarzy.

Ale wie pan, że nie bez powodu to się nazywa „wyścigiem prezydenckim”. Jednak ta presja czasu jest trochę ważna.

Jest ważna, natomiast wybory będą dopiero w maju. Długa kampania ma swoje zalety, ale ma też swoje wady: można dostać zadyszki, można znudzić do siebie wyborców. Ja zresztą wyznaje zasadę, że szybki start to może być słaby start. My mamy wszystko przygotowane i zaplanowane.

Tak naprawdę kampania wyborcza ruszy po ogłoszeniu terminu wyborów, czyli po Nowym Roku. Teraz to są takie prekampanijne wyścigi, a kluczowe decyzje wyborcy będą podejmować dopiero na miesiąc czy tydzień przed wyborami. Trzeba być w tempie i my w tym tempie będziemy.

Czyli 15 grudnia rada krajowa Nowej Lewicy i Konwencja. Salę już macie?

Jeden z warszawskich hoteli, z tego co pamiętam. Ekipy techniczne i programowe już wszystko przygotowują, więc będziemy gotowi.

A kandydata na konwencję już macie?

Kandydatów i kandydatek jest kilkoro, co mnie osobiście cieszy, więc jest z kogo wybierać.

Czyli z kogo?

To są te nazwiska, które się w mediach pojawiają. To są nasze panie ministry Agnieszka Dziemianowicz-Bąk i Katarzyna Kotula, pani marszałek Magdalena Biejat, pan premier Krzysztof Gawkowski, pan poseł Łukasz Litewka, pan prezydent Włocławka Krzysztof Kukucki. Na ten moment te sześć nazwisk. Myślę, że spośród tego grona będzie dokonany wybór.

Pan stawia na premiera Krzysztofa Gawkowskiego.

Ja wielokrotnie o tym mówiłem, że dla mnie Krzysztof Gawkowski jest kandydatem naturalnym: jest wicepremierem polskiego rządu, czyli pełni najwyższą funkcję we władzy wykonawczej z ramienia Lewicy, jest doświadczonym politykiem, był szefem klubu parlamentarnego, był kiedyś sekretarzem generalnym Sojuszu Lewicy Demokratycznej, zna struktury, umie się w nich poruszać.

Chociaż przez moje samorządowe serce – ja też wywodzę się z samorządu – nie ukrywam, że jestem też blisko kandydatury prezydenta Krzysztofa Kukuckiego. To bardzo doświadczony samorządowiec, który był radnym, wiceprezydentem, prezydentem, wygrał wybory do Senatu, realizuje agendy lewicowe we Włocławku. Lewica naprawdę ma w czym wybierać.

A pan by nie chciał wystartować?

Nie, nie jestem tym zainteresowany.

Dlaczego? Nie ma pan prezydenckich aspiracji?

Na pewno nie na tym etapie swojej drogi zawodowej. Ja bardzo chętnie będę pomagał, wspierał, doradzał, pracował w sztabie wyborczym, w kampanii wyborczej naszego kandydata, może naszej kandydatki, ale sam nie jestem zainteresowany.

Patrząc na aktualne sondaże, na układ sceny politycznej, to i tak nie macie zbyt dużych szans na wygraną. Co panu szkodzi zaryzykować?

Jak pan pyta o mnie, to po pierwsze potrzeba mieć chęci, po drugie determinację. Ja takiej chęci ani determinacji na tym etapie swojego życia zawodowego nie mam.

Natomiast z szansami w wyborach prezydenckich jest naprawdę bardzo różnie. Ja przypominam sobie, jak 10 lat temu Bronisław Komorowski był okrzyknięty po prezentacji Andrzeja Dudy wygranym w pierwszej turze. Mówiono, że katastrofa musiałoby się stać, żeby Bronisław Komorowski przegrał wybory. Katastrofa się nie stała, a wybory przegrał.

Polityka dzisiaj jest bardzo zmienna. Wszystko może się wydarzyć. Dzisiaj kandydatura Lewicy może mieć 7 czy 8 proc., a na finiszu może mieć 15 proc. czy nawet więcej. Trzeba walczyć, trzeba mobilizować elektorat. Myślę, że po doświadczeniu wyborów 15 października, gdzie niektórzy swoje głosy lokowali w rozsądku a nie sercu, to w tych wyborach będzie inaczej.

Wtedy, w 2015 roku, padły pamiętne słowa, że „Komorowski przegra wybory tylko, jeśli pijany przejedzie na pasach zakonnice w ciąży”. Teraz Koalicja Obywatelska jest w takiej samej sytuacji?

Myślę, że polityka przez te 10 lat bardzo się zmieniła. Mieliśmy 8 lat rządów Prawa i Sprawiedliwości, co trochę wypaczyło pewne standardowe mechanizmy i zachowania. Dzisiaj absolutnie nikt – i to mówię z pełną odpowiedzialnością – nie może być pewien, że wejdzie do drugiej tury.

Jestem w polityce od 25 lat, w tym roku minęło mi 25 lat w Lewicy. Widziałem naprawdę różne sondaże, a później różne werdykty wyborców. Ten, kto uważa, że na pewno Trzaskowski i Nawrocki będą w drugiej turze, jest albo nierozsądny, albo zbyt butny, albo zbyt pyszny. O wynik i o wejście do drugiej tury trzeba bardzo poważnie powalczyć, stoczyć bardzo poważny bój. Nie wiemy, co przyniesie nam najbliższy miesiąc, a co dopiero najbliższe pół roku.

Skoro nikogo nie można lekceważyć, to kto poza Rafałem Trzaskowskim i Karolem Nawrockim – i oczywiście waszym kandydatem – ma największe szanse na drugą turę?

Uważam, że jest jeszcze przestrzeń na objawienie się kandydata nieoczywistego, czyli niewysuniętego przez partie polityczne. Mówi się o kandydaturze pana Krzysztofa Stanowskiego. Ja bym się nie zdziwił, gdyby on wystartował mówiąc, że trochę startuje dla żartu, żeby zobaczyć jak kampania wygląda od środka.

Taki kandydat oczywiście nie będzie odbierał głosu kandydatowi czy kandydatce lewicy, ale na scenie politycznej mógłby zamieszać i obedrzeć z głosu panów Szymona Hołownię czy Karola Nawrockiego, a może nawet w delikatny sposób pana Rafała Trzaskowskiego.

Wtedy te proporcje mogą się zmienić. Na pewno nie ma jednak co lekceważyć pana Karola Nawrockiego. To jest kandydat wysunięty przez Prawo i Sprawiedliwość, które cały czas w sondażach ma blisko 30 proc. poparcia.

Jak to przez Prawo i Sprawiedliwość? Przecież to jest kandydat obywatelski.

To to jest kandydat obywatela Jarosława Kaczyńskiego, który chciałby oszukać obywateli naszego kraju wmawiając im, że PiS nie ma nic wspólnego z Nawrockim i Nawrockim nie ma nic wspólnego z PiS-em. To jest oczywiście nieprawda, to jest kłamstwo. Już od momentu ogłoszenia każdego dnia widzimy, że pan Nawrocki każde wydarzenie ma relacjonowane przez media społecznościowe Prawa i Sprawiedliwości, jest w asyście posłów Prawa i Sprawiedliwości, a to wszystko pewnie jest finansowane przez Prawo i Sprawiedliwość.

Pan Karol Nawrocki jest kandydatem obywatela Jarosława Kaczyńskiego i partii Prawo i Sprawiedliwość.

Was nie korciło, żeby wysunąć kandydaturę spoza partii?

Ja kiedyś o tym myślałem i mówiłem na wewnętrznych spotkaniach: „a co by było, gdyby Lewica postawiła na kandydata, który nie jest politykiem, nie jest samorządowcem, ale jest na przykład autorytetem w jakiejś dziedzinie”. W rozmowach wyszło nam jednak, że jesteśmy w parlamencie, jesteśmy w rządzie, mamy bardzo dobrych ministrów, bardzo dobrych samorządowców i w nich inwestujemy, oni realizują nasze postulaty, więc trzeba postawić na tego, kto już się wykazał pewnym osiągnięciem. Myślę, że to jest dobre rozwiązanie.

Źródło: Wprost
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...