Gabriela Muskała: Profesor powiedział, że ona jest k...wą, ale ja jej nie dorastam do pięt. Że jestem „pustym pudłem”

Dodano:
Gabriela Muskała Źródło: Newspix.pl / TEDI
Profesor bardzo źle mnie traktował, mówił że jestem „pustym pudłem”, które „nie wiadomo kto przyjął do szkoły”, że pewnie „ładnymi oczkami zamrugałam i się dostałam”. Na warsztat wybrałam sobie, jako monolog z prozy, monolog Kaśki z „Kamienia na kamieniu” Myśliwskiego, która jak wiemy jest sklepową, dość otwartą dla mężczyzn, ale kochającą tylko Szymka. Pan profesor mi powiedział, że „ona jest k..wą, ale ja jej nie dorastam do pięt” (…) i najlepiej żebym sobie wzięła opisy przyrody, bo to jedyne na co mnie stać z moją osobowością pudła – wyznała we „Wprost Przeciwnie” Gabriela Muskała, aktorka, dramatopisarka i reżyserka. W kinach można oglądać właśnie reżyserski debiut Muskały, film pt. „Błazny”.

Paulina Socha-Jakubowska, „Wprost”: W rozmowie z Martą Byczkowską-Nowak mówiła pani jakiś czas temu: „Tak się o nas mówi czasami, prawda? Pogardliwie. Aktorzyny, błazny, komedianci, pajace. Ludzie, którzy nie mają pojęcia o tym zawodzie, miewają przekonanie, że to takie niepoważne i mało odpowiedzialne zajęcie. Nigdy nie zapomnę, jak, jako debiutująca aktorka, stojąc »na ostatnich nogach« po sześciu godzinach grania tytułowej roli w musicalu Ania z Zielonego Wzgórza, usłyszałam od nauczycielki, która przyszła z dziećmi do teatru: Wy to macie fajnie, potańczycie, pośpiewacie, powygłupiacie się i do kasy. Pamiętam to, choć minęło trzydzieści lat.

Gabriela Muskała: Spędzałam wtedy w teatrze czas od godziny 9:00 do 12:00, grając jedno przedstawienie, chwila przerwy i od 13:00 do 16:00 kolejne przedstawienie. Czasami jeszcze bywało tak, że wieczorem grałam „Antygonę”, czyli kolejne dwie i pół godziny w teatrze. Łącznie 8,5 do 10 godzin (…). Byłam młodziutka oczywiście, miałam dwadzieścia parę lat, więc miałam dużo sił, ale mimo to wieczorem, jak wracałam do domu po tych dziesięciu godzinach na scenie przed publicznością, to jakby mnie ktoś obuchem w głowę uderzył.

Teraz już wiem że tak jest, że ludzie tak nas postrzegają, ale wtedy wszystko odkrywałam po raz pierwszy. Również to, że dla widzów jesteśmy właśnie takimi wesołkami, którzy fajnie się bawią i za tę fajną zabawę jeszcze zarabiają pieniądze.

(…)

Myśli pani, że w świadomości odbiorców w dalszym ciągu funkcjonują te określenia?

Jak najbardziej. „Aktorzyny”? Bardzo często słyszę. Albo „aktoreczka”.

„O, pani aktoreczka”.

Słuchanie podcastu i czytanie całości treści w dniu premiery nowego odcinka dostępne jest jedynie dla stałych Czytelników „WPROST PREMIUM”. Zapraszamy.

Odcinek dostępny jest w ramach promocji:

Podcast został zrealizowany we współpracy ze Studiem Plac.

Ktoś mówi to tak wprost, czy to pada w jakichś kulisach, w tle, w kuluarach?

Czasami słyszę to wprost i to jest pozornie pozytywny wydźwięk, ale z takim lekkim nawiasem. Wtedy nie wiem zupełnie jak zareagować.

W tym „aktoreczka” jest coś takiego dla mnie bardzo negatywnego, może nie obraźliwego, ale nasuwa mi zawsze smutną refleksję. Tak jak ja bym powiedziała „lekareczka”, czy „nauczycieleczka”. Nikt takich zdrobnień nie używa. W tym jest nuta pogardy, przynajmniej ja tak to odczytuję.

Źródło: Wprost
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...