Tłumacze sprzysięgli się przeciw prawu

Dodano:
Oddając do przetłumaczenia urzędowy dokument, nie mamy żadnej gwarancji, że zadanie wykona osoba z kwalifikacjami - uważa "Polska".

Część tłumaczy przysięgłych dogadała się z agencjami tłumaczeń, które taśmowo odwalają za nich niewdzięczną robotę. Dziennikarz "Polski" bez trudu namierzył tłumaczy i agencje, które łamią prawo.

Gazeta dotarła do tłumaczenia dowodu rejestracyjnego zleconego w Lublinie o godz. 9. Na dokumencie obok podpisu tłumacza widnieje słowo "Warszawa". Oznacza to, że tłumaczenie wykonano w stolicy. Mimo to klient dostał je już o godz. 9.30. Jak to możliwe, że oryginał podpisany własnoręcznie przez tłumacza przysięgłego pokonał trasę Lublin - Warszawa w tak krótkim czasie?

To nie wszystko. Dokument roi się od błędów. Jest w nim masa literówek, brakuje zakończeń wersów, a tekst zachodzi na pieczęć (to niedopuszczalne, pieczęć zawsze stawia się w pustym polu). Uwagę zwraca również numer repertorium w lewym dolnym rogu: 5687/2007. Co oznacza, że tłumacz od początku roku realizował (łącznie z niedzielami) 47 zleceń dziennie. Sprawny tłumacz w ciągu 10 godzin jest w stanie przetłumaczyć kilkanaście stron.

Dziennik uważa, że ten dowód rejestracyjny został przetłumaczony w Lublinie przez kogoś, kto nie ma do tego uprawnień, tekst wydrukowano na kartce podpisanej in blanco.

W Małopolskim Urzędzie Wojewódzkim gazeta sprawdziła wyniki kontroli repertoriów tłumaczy przysięgłych. Chodzi o zeszyty, w których ci mają obowiązek odnotowywać każde zlecenie. Okazało się np., że pewien tłumacz z niemieckiego w ciągu 11 miesięcy wykonał 10027 tłumaczeń, czyli 31 dziennie razem z niedzielami. Kilkutysięczne wyniki pojawiają się kilkakrotnie.

O nieprawidłowościach wie Ministerstwo Sprawiedliwości. "Polska Gazeta Krakowska" dotarła do pisma rozesłanego 9 listopada 2007r. do wszystkich tłumaczy przysięgłych za pośrednictwem urzędów wojewódzkich. Napisano w nim: "Departament organizacyjny prosi o zwrócenie uwagi tłumaczom przysięgłym, że nieprawidłową praktyką jest przesyłanie przez nich do biur tłumaczeń podpisanych i opatrzonych pieczęcią pustych kartek, na których następnie biura te w miarę potrzeby wpisują tekst tłumaczenia przesłany im drogą elektroniczną".

W dokumencie czytamy, że takie zachowanie nosi znamiona poświadczenia nieprawdy i może stanowić podstawę do pociągnięcia tłumacza do odpowiedzialności zawodowej i karnej.

Dlaczego resort jedynie poucza łamiących prawo tłumaczy? Rzecznik prasowy Ministerstwa Sprawiedliwości Sławomir Różycki twierdzi, że dopóki nie wpłynie imienna skarga, resort ma związane ręce.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...