Gosiewski na bocznym torze
Na jednym z posiedzeń komitetu politycznego Gosiewski został wezwany do Jarosława Kaczyńskiego. A ten postawił sprawę jasno: jeśli nie zmienisz swojego postępowania, stracisz stanowisko szefa klubu. "Prezes powiedział, że wtedy sam zastąpi Gosiewskiego" - opowiada jeden z polityków PiS. Czy groźba była realna? Członek władz PiS: "Raczej brzmiała jak przestroga przed podgrzewaniem wewnętrznych rozgrywek w partii" - odpowiada rozmówca gazety.
Czym Gosiewski tak się naraził Kaczyńskiemu? "Tworzeniem swojego autonomicznego księstwa z klubu PiS" - mówi jeden z polityków. Opowiada, że zdarzały się sytuacje, w których pracownicy partii z biura przy ul. Nowogrodzkiej słyszeli od pracownika klubu, że "on nie pracuje dla partii, tylko dla Gosiewskiego". Jeden z byłych pracowników klubu niechętnie przyznaje: "Kiedyś usłyszeliśmy wprost, że priorytet to klub, a dla partii możemy coś robić w ramach czasu wolnego".
W wewnętrznych bojach między "Nowogrodzką" z nową grupą "Wiejska" Gosiewski wyraźnie opowiedział się po jednej ze stron. "A nawet ją zorganizował i uzbroił" - ironizuje rozmówca "Dziennika". I ma jasne wyjaśnienie, dlaczego tak się dzieje: "Gosiewski jest rozżalony, że nie został wiceprezesem, więc odreagowuje autorytarnymi rządami w klubie".
Zdaniem gazety, wątpliwe jednak, by Kaczyński wymienił Gosiewskiego w jakiejś bliskiej perspektywie. Ale zaufany człowiek prezesa mówi wprost: "Jarosław stał się teraz strasznie pragmatyczny. Jeśli zauważy, że niepokojący stan w klubie się utrzymuje, bez skrupułów pokaże Gosiewskiemu miejsce w partyjnym szeregu i zmieni go". "Na siebie?" - pyta "Dziennik". "Raczej tak, bo jeśli na kogoś innego, to Gosiewski zostanie upokorzony".