Happening w obronie Tybetu
Uczestnicy zebrani pod budynkiem warszawskiej Poczty Głównej przyszli z listami i paczkami pocztowymi, w których umieścili odzież, zabawki i inne drobne przedmioty produkcji chińskiej. Przesyłki zaadresowane do chińskich władz, komitetu organizacyjnego pekińskiej olimpiady oraz ambasady Chin w Polsce wrzucili do pocztowych skrzynek.
Jak powiedział dziennikarz Igor Janke, szef strony internetowej salon24.pl, na której pojawił się pomysł akcji, "najważniejsze jest, aby o problemie Tybetańczyków usłyszało jak najwięcej osób".
"Nacisk opinii publicznej już spowodował, iż premier Donald Tusk zadeklarował, że nie pojedzie do Pekinu na ceremonię otwarcia igrzysk" - dodał. Janke odesłał samochodzik-zabawkę chińskiej produkcji.
Natomiast Piotr Cykowski z Polskiego Stowarzyszenia Przyjaciół Tybetu zaznaczył, że akcja "jest gestem przypomnienia, że nie wszystko co chińskie jest dobre, żeby pamiętali o tym nasi politycy, sportowcy i biznesmeni". Dodał, że sam odesłał ambasadorowi Chin słuchawki, które "przestały działać po miesiącu".
Uczestnicy poinformowali, że podobne happeningi planowane są również w innych miastach Polski.
10 marca w Lhasie, stolicy Tybetu, w 49. rocznicę krwawego stłumienia tybetańskiego powstania przeciwko Chinom mnisi buddyjscy zorganizowali pokojowe marsze. W kolejnych dniach przerodziły się one w największe od 20 lat antychińskie demonstracje, obejmujące także zamieszkane przez tybetańczyków regiony poza granicami Tybetu. Tybetańskie władze na uchodźstwie twierdzą, że w starciach zginęło co najmniej 140 ludzi.
pap, ss