Za katastrofę CASY "polecą głowy"

Dodano:
"Dziennik" dotarł do nieoficjalnych informacji z raportu o katastrofie wojskowego samolotu CASA.

Eksperci nie mają wątpliwości: odpowiedzialność za tragedię oprócz pilota ponosi obsługa naziemna, która dopuściła do rażących zaniedbań. Według rozmówców gazety po upublicznieniu raportu komisji badającej wypadek w Dowództwie Wojsk Lotniczych "polecą głowy".

Dokument przygotowywany w ekspresowym, dwumiesięcznym tempie we wtorek trafił do Ministerstwa Obrony Narodowej, jego treść poznali minister Bogdan Klich oraz Dowództwo Wojsk Lotniczych. W środę zostanie odtajniony i upubliczniony, ale specjaliści, którzy widzieli raport, mówią "Dziennikowi" jasno: nie wszyscy winni katastrofy, zginęli w niej. - Raport jednoznacznie ocenia, że wina leży po stronie pilota, ale on jest ostatnim ogniwem w łańcuchu błędów - mówi ekspert i wykładowca w jednej ze szkół wojskowych. - W tej sprawie złamano niemal wszystkie procedury - dodaje.

Zdaniem ekspertów wieża lotów popełniła kardynalny błąd - nie powinna pozwolić na drugie podejście, po tym jak pilot przerwał pierwsze. Zamiast próbować posadzić CASĘ drugi raz, powinien lądować na pobliskim lotnisku w Świdwinie, gdzie warunki pogodowe były lepsze i dokąd samolot i tak miał polecieć.

Nawet procedura drugiego podejścia do lądowania odbyła się z naruszeniem reguł. Maszyna powinna odlecieć na ok. 20-25 km od Mirosławca, wzbić się na 500 metrów i precyzyjnie wrócić nad pas startowy. Tak się nie stało - pilot zaledwie tysiąc metrów przed lotniskiem korygował kurs raptownym skrętem, w trakcie którego runął na ziemię.

Zdaniem rozmówców "Dziennika", przyczyna katastrofy leży również w sposobie kontaktowania między załogą CASY a wieżą kontroli. - Pilot albo nie słuchał poleceń nawigatora, albo nawigator na wieży za późno zareagował, widząc, że samolot zbacza z kursu, podchodząc do lądowania - mówi gazecie jeden z byłych lotników.

Twórcy raportu stawiają też inne oskarżenie: winę za niedopilnowanie lotu ponosi Centrum Operacji Powietrznych, zajmujące się nadzorem ruchu lotniczego. - Centrum powinno prowadzić lot, a tymczasem stanowisko dowodzenia dowiedziało się o katastrofie, kiedy maszyna spadła - mówi jeden z rozmówców gazety.

- W lotnictwie zapanowała panika - mówi ekspert, który był blisko prac komisji. Ustalenia jej członków, jego zdaniem, pchną też do przodu prokuratorskie śledztwo.

ab, pap

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...