Zmącona radość
Rozwińmy jednak scenariusz dalej. Mija kilka miesięcy od wyborów, Serbia dalej odmawia uznania niepodległości Kosowa (natychmiast po wczorajszych wyborach prezydent Tadić zadeklarował, że nowy rząd nigdy nie uzna Kosowa), a w Hadze czekają puste cele na Karadżicia i Mladicia (znowu wyrażę wątpliwość, czy hascy prokuratorzy nie poszukują przypadkiem trupa bo gen. Mladić, od lat zmagający się z ciężką chorobą może przebywać już na lepszym świecie). A w Kosowie tymczasem zaczyna się dobijanie serbskiej watahy, skupionej w enklawach, bo Serbów w Kosowskiej Mitrovicy jest zbyt wielu, by to ich bojówki albańskie zaatakowały. I co się dzieje? Porozumienie z Unią Europejską pozostaje martwym dokumentem, bo jego ratyfikacji ponownie odmawiają Holendrzy, zasłaniając się Mladiciem i Karadżiciem. Wzmacnia to radykałów, którzy prą do wcześniejszych wyborów. I naprawdę nie dzieje się nic.
Brzmi to może pesymistycznie, ale bliższe jest rzeczywistości niż hurraoptymistyczne zapewnienia o błyskawicznym powrocie Serbii do Europy. Wczoraj w wyborach Serbowie podjęli decyzję, wysłali zielone światło do Brukseli. Piłeczka jest teraz po stronie unijnej. Czas zaproponować Belgradowi coś więcej niż tylko nijakie obiecanki. No chyba, że UE chce by Serbia przeszła pod kuratelę rosyjską.