Niemiecka pięść na niepokornych

Dodano:
W kultowej polskiej komedii "Sami swoi" pada wspaniałe stwierdzenie: sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie. Kiedy czytam i słucham wypowiedzi niektórych niemieckich polityków, takich jak np. eurodeputowani Silvana Koch-Mehrin czy niezastąpiony Martin Schulz o Irlandii lub Polsce, słowa babci Pawlakowej pasują do tego jak ulał.

Nieważne, jak zagłosowali i czego chcieli Irlandczycy, czego chcą Polacy, ma być tak, jak my chcemy.
Histeria połączona z agresywnymi pogróżkami pod adresem niepokornych zaczęła się już w dniu odrzucenia traktatu przez Irlandczyków. Jeden z niemieckich eurodeputowanych od razu z oburzeniem zaproponował, by Irlandię wyrzucić z Unii Europejskiej. Oczywiście wsparł go niezawodny w histerycznie-macicznych (nie jest to określenie obraźliwe dla pań, gdyż odnosi się do pewnej autentycznej choć nie tak częstej przypadłości) guru niemieckich socjalistów, Martin Schulz. I to właśnie ich reakcja a nie wynik glosowania w Irlandii są dla mnie przejawem lekceważenia idei Unii Europejskiej jako wspólnoty. To bowiem przejaw arogancji dużych krajów w stosunku do mniejszych.

Teraz po wypowiedzi prezydenta Kaczyńskiego do Irlandii dołączyła Polska, którą pani Koch-Mehrin chciałaby wyrzucić z Unii. Smutne, że będąc w Brukseli od ponad 2,5 roku i regularnie bywając w Parlamencie Europejskim nie miałam okazji zapoznania się z merytoryczną aktywnością niemieckiej posłanki. Szkoda, że marnuje ona szanse bycia posłem i zamiast rzeczywistej pracy nastawia się na populistyczne gierki. Bo to słowa ludzi pokroju Schulza i Koch-Mehrin a nie prezydenta Kaczyńskiego są jaskrawym przykładem niebezpiecznego populizmu. One bowiem budują autentyczny mur wewnątrz UE na dużych i silnych, którzy mogą narzucać swoje zdanie i na resztę unijnego świata, której jedynym przywilejem jest „korzystanie z okazji, by siedzieć cicho" i akceptowanie ustaleń wielkich graczy. A nie o taka wizję wspólnoty europejskiej powinno chodzić.

Z wypowiedzią polskiego prezydenta można polemizować i też nie byłabym pewna, czy moment i sformułowania były trafione. Trzeba to jednak robić za pomocą merytorycznych argumentów a nie wygrażania Polsce zaciśniętą pięścią. A już najbardziej Niemcy powinni być ostrożni w takich gestach wobec Polski. Znamienne zresztą, że teraz najbardziej krewkie słowa rzucają Niemcy i Francuzi; wczoraj prezydent Sarkozy obsztorcował polskich eurodeputowanych za "skandaliczne słowa prezydenta Kaczyńskiego". Berlin i Paryż najbardziej bowiem zyskałyby na ratyfikacji traktatu lizbońskiego.

Jeśli by pójść dalej tropem głębokiej myśli pani Koch-Mehrin, to z Unii powinny być wyrzucane wszystkie kraje, które w jakiejś kwestii mówią "nie". Poza Irlandią i Polską na pierwszy ogień poszłyby wówczas Francja i Holandia (bo prawo wbrew regule działa w politycznej rzeczywistości wstecz), prewencyjnie też Czechy i Wielka Brytania. Niemcy, które także wetują ważne dla UE projekty, także zatem powinny zostać wyrzucone. I w ten sposób UE pożarłaby samą siebie. Smutne, że w zjednoczonej Europie dalej pokutuje postkolonialny sposób myślenia.


Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...