Dymisja w Agencji Rynku Rolnego
Dymisja została przyjęta w związku z prowokacją dziennikarską TVN. Z wyemitowanego w poniedziałek materiału wynikało, że pracę w bydgoskim i białostockim oddziale ARR można załatwić powołując się w rozmowie telefonicznej na znajomości z szefem resortu rolnictwa.
"Moje postępowanie było naganne. Złożyłem rezygnację na ręce prezesa ARR, oddałem się do dyspozycji. Znam swoje miejsce w szeregu, nie mogą mieć miejsca takie sytuacje" - powiedział dyrektor bydgoskiego oddziału Adam Koc.
Ciechan wyjaśniła, że prezes ARR Władysław Łukasik przyjął dymisję szefa bydgoskiego oddziału mając na uwadze dobry wizerunek Agencji. Natomiast w związku z tym, że dyrektor oddziału w Białymstoku jest pracownikiem chronionym (jest radnym), podjęte zostały działania zmierzające do odwołania go ze stanowiska.
Rzecznik ARR zapewniła też, iż polityka zatrudnienia w ARR jest prowadzona zgodnie z obowiązującymi przepisami oraz przyjętymi procedurami dla instytucji publicznych.
Adam Koc w rozmowie z PAP zapewniał, że osobie rzekomo zabiegającej o pracę i powołującej się na koneksje z ministrem rolnictwa podał zasady zatrudniania w ARR.
"Przedstawiałem, że nabór w Agencji odbywa się tylko i wyłącznie poprzez konkurs. Wskazywałem, że aby próbować swoich sił należy zapoznać się z ogłoszeniem i złożyć swoją ofertę. Nikt, kto nie ma kompetencji, nie ma wystarczającej wiedzy, nie znajdzie miejsca w ARR" - podkreślił dyrektor.
Koc ma 30 lat, jest członkiem PSL. Dyrektorem bydgoskiego oddziału ARR jest od 9 czerwca. Pracę w oddziale podjął w 1999 r. Zaczynał od referenta, w latach 2003-2006 był kierownikiem sekcji interwencji, a od połowy 2007 r. - znów szeregowym pracownikiem. Później przez rok był zastępcą burmistrza Nieszawy (Kujawsko- Pomorskie)
Zapewnił, że jako dyrektor oddziału ARR nigdy wcześniej nie spotkał się z propozycjami, aby kogoś zatrudnić po znajomości.
"Nigdy w życiu nie miałem do czynienia z taką sytuacją. Żaden polityk, żaden przedstawiciel rządu czy też centrali Agencji nie kierował tego typu prośby. Informacja, by taki proceder miał być nagminny w ARR, jest naprawdę nieprawdą. Nie ma takiej możliwości" - mówił.
Koc zaznaczył też, że od czasu objęcia stanowiska dyrektora w oddziale zatrudnił w drodze konkursu trzy osoby, które posiadały odpowiednie kwalifikacje, znały pracę w Agencji z czasu pracy na umowę zlecenia.
Podkreślił, że nigdy nie był zastrzeżeń do jego pracy w ARR. "Wcześniej, jako kierownik sekcji interwencji realizowałem duże zadania. Audyt unijny, kontrole Najwyższej Izby Kontroli i Urzędu Kontroli Skarbowej nie wykazały, aby popełnił jakikolwiek błąd. No, teraz popełniłem" - przyznał.
Dziennikarz programu "Teraz My", podając się za działacza PSL, zadzwonił do dyrektora ARR w Bydgoszczy informując, że syn zaufanego człowieka ministra Sawickiego szuka pracy i prosi o pomoc. "Nie ma problemu (...) jakieś godziwe warunki mu zapewnię" - mówił dyrektor ARR. Dyrektor umówił się też na spotkanie z poszukującym pracy i obiecał mu, że przygotuje go do rozmowy kwalifikacyjnej.
Dyrektor biura prasowego Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi Małgorzata Książyk powiedziała PAP we wtorek, że resort nie będzie komentować prowokacji dziennikarskich. Zapewniła, że ministerstwo prowadzi działania w celu wyeliminowania zjawisk patologii społecznych jakie występują i występowały w jednostkach mu podległych.
Podała, że we wtorek minister Marek Sawicki zatwierdził "Strategię antykorupcyjną Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi", która zostanie w tym tygodniu szczegółowo omówiona na posiedzeniu kierownictwa i wdrożona zarówno w resorcie jak i wszystkich jednostkach mu podległych.
W poniedziałek Sawicki mówił dziennikarzom na konferencji prasowej, że termin przyjęcia strategii nie ma związku z ostatnimi informacjami o nieprawidłowościach w KRUS, czy ARiMR. Zaznaczył, że prace nad takim dokumentem, określającym zasady postępowania urzędników i członków kierownictwa, trwały już od dawna. Strategia anykorupcyjna ma obowiązywać też w podległych ministerstwu rolnictwa jednostkach.
Z taką samą prośbą dziennikarz "Teraz My" zadzwonił także do oddziału ARR w Białymstoku. "Ja porozmawiam ewentualnie z kolegami z Ośrodka Doradztwa Rolniczego (...) przycisnę Sławka, kolegę z Platformy" - mówił szef ARR w Białymstoku, podkreślając jednocześnie, że nie ma szans na zatrudnienie w Agencji.
"U mnie nie ma, u mnie to PSL (...) Nie mogę się opędzić. Walczę z nimi, skurczybyki mnie gnębią" - relacjonował dyrektor białostockiego ARR, prosząc, aby przekazać jego numer osobie zainteresowanej pracą. "Niech się do mnie zgłosi i powoła" - dodał.ab, pap