Krwawy zamach terrorystyczny w Islamabadzie
Wielka ciężarówka staranowała barierę bezpieczeństwa przed Marriottem. Wstępne dochodzenie wykazało, że do zamachu użyto 600 kg materiałów wybuchowych - heksogenu (RDX) i trotylu (TNT).
Według przekazanych w niedzielę informacji, zginęły 53 osoby, a 266 zostało rannych. Wśród ofiar śmiertelnych jest ambasador Czech w Pakistanie oraz trzech innych cudzoziemców - dwóch Amerykanów i Wietnamczyk.
W reakcji na zamach prezydent Pakistanu Asif Ali Zardari zapowiedział zdecydowaną walkę z terroryzmem. "Rząd będzie kontynuował walkę z terroryzmem i ekstremizmem we wszystkich formach i przejawach, a te nikczemne czyny nie mogą zachwiać determinacją rządu, by zwalczać to zagrożenie" - zapewnił prezydent, wdowiec po zamordowanej w zamachu przywódczyni opozycji Benazir Bhutto.
Sobotni atak był trzecim z zamachów na amerykańskie hotele sieci Marriott w Islamabadzie. Doszło do niego w czasie, kiedy USA nasiliły działania przeciwko Al-Kaidzie i protalibskim bojownikom, którzy mają kryjówki na terenach pasztuńskich Pakistanu, w rejonie graniczącym z Afganistanem. Północno-zachodni Pakistan stał się - zdaniem specjalistów - "nowym frontem walki z terroryzmem".
Zamach w Islamabadzie potępił Biały Dom, nazywając go "przypomnieniem groźby, która może dotyczyć nas wszystkich".
"Stany Zjednoczone zdecydowanie potępiają terrorystyczny atak, którego dokonano w Islamabadzie - powiedział rzecznik Białego Domu Gordon Johndroe. - Stany Zjednoczone staną razem z demokratycznie wybranym rządem Pakistanu w odpowiedzi na to wyzwanie".
Minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii David Miliband nazwał zamach "szokującym", "haniebnym aktem, który wzmocni chęć walki z przemocą i ekstremizmem w Pakistanie".
Rząd Pakistanu o dokonanie zamachu oskarżył w niedzielę ruch talibski powiązany z Al-Kaidą. Przedstawiciel pakistańskiego MSW powiedział, że odpowiedzialni za zamach pochodzą z plemiennych terytoriów północno-zachodniego Pakistanu graniczących z Afganistanem, które są ostoją talibów i Al-Kaidy.
Polscy eksperci ds. terroryzmu ostrożnie wypowiadają się na temat ewentualnych sprawców zamachu.
"Byłbym ostrożny w formułowaniu ocen na temat tego, kto to był. Póki nie ma oficjalnego oświadczenia Al-Kaidy, to nie można być pewnym, kto to zrobił. Nie zapominajmy również o tym, że tam rozgrywają się rozmaite walki wewnętrzne" - powiedział prof. Michał Chorośnicki z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Pytany o powody zamachu, prof. Chorośnicki odparł, że może to mieć związek z nową władzą w Pakistanie, jak również z obecnością tam amerykańskich sił zbrojnych.
"Wygląda na to, że Pakistan - tak przynajmniej deklaruje - utrzyma linię antyterrorystyczną. Z drugiej strony, obecne władze są niepewne, a wszystko w Pakistanie jest niezmiernie kruche od czasów zabójstwa byłej przywódczyni pani Benazir Butto (zginęła 27 grudnia ub.r. w zamachu na wiecu wyborczym - PAP)" - powiedział prof. Chorośnicki.
Zdaniem eksperta ds. terroryzmu dr. Krzysztofa Karolczaka z Uniwersytetu Warszawskiego zamachy terrorystyczne mogą być próbą zdestabilizowania sytuacji wewnętrznej w Pakistanie. "Destabilizacji Pakistanu obawiałbym się z tego względu, że jest to państwo, które ma broń atomową" - podkreślił Karolczak.
"Tak zwani terroryści nie są w stanie sami wyprodukować broni atomowej, o wiele łatwiej byłoby im przejąć taką broń od kogoś. Gdyby okazało się, że sytuacja wewnętrzna w Pakistanie zostanie zdestabilizowana, w wyniku różnych wydarzeń, ta broń może wpaść w niepowołane ręce. I to jest największe zagrożenie. Nie samymi zamachami terrorystycznymi, tylko tym, do czego mogą prowadzić" - uważa Karolczak.ab, pap