Proces "śląskiej mafii paliwowej" znów nie ruszył
Podczas sprawdzania listy obecności Andrzej Dolniak oświadczył, że jeden z jego adwokatów ma w tym samym czasie inną rozprawę, a drugi - Wiesław Żurawski - który miał się stawić w katowickim sądzie - nie został jednak powiadomiony o terminie. Oskarżony zaznaczył, że nie wyraża zgody na prowadzenie rozprawy pod nieobecność obrońców.
Po przerwie sędzia Gwidon Jaworski powiedział, że w tej sytuacji jest zmuszony wyznaczyć kolejny termin rozprawy na 18 listopada. Obrońcy Dolniaka mają na piśmie wyjaśnić, który z nich miał we wtorek reprezentować oskarżonego.
Dolniak - który na co dzień jest adwokatem - w rozmowie z dziennikarzami stanowczo zaprzeczył, by próbował storpedować proces. "Jeżeli ktoś go torpeduje to ten, kto nie wysłała zawiadomień. To chyba nie ja za to odpowiadam, tylko sąd" - powiedział.
Dziennikarze zwracali uwagę, że inni oskarżeni, których obrońcy także się nie stawili, zgodzili się na odczytanie aktu oskarżenia. "Dlaczego ja mam się tłumaczyć, że korzystam z własnych uprawnień procesowych? Od tego jest sąd, od tego jest prezes, aby panował tu porządek. Proszę nie wymagać ode mnie, bym ja był spolegliwy w sytuacji, kiedy druga strona zaniedbuje swoje obowiązki" - podkreślił Dolniak.
W ocenie oskarżonego, sąd zupełnie ignoruje jednego z jego obrońców, nie przysyłając mu powiadomień o terminach rozpraw, nie dostarczył mu też aktu oskarżenia.
Sędzia Jaworski przyznał, że z akt znikło pełnomocnictwo mec. Żurawskiego. Sędzia przypuszcza, że zaginęło ono w czasie przesyłania akt pomiędzy sądami. Sąd ma odszukać dokument i ustalić, w jakich okolicznościach zaginął.
Sprawa miała ruszyć już dwa tygodnie temu. Wtedy nie udało się odczytać aktu oskarżenia, bo nie stawił się jeden z adwokatów.
Podczas kolejnej próby - przed tygodniem - Dolniak, odpowiadający w procesie za legalizowanie pieniędzy pochodzących z przestępstw paliwowych, domagał się wyłączenia z prowadzenia procesu katowickich sędziów. W poniedziałek jego wniosek został odrzucony. Oskarżony ocenia, że ta decyzja była "absolutnie niemoralna", bo sąd nie powinien był rozpoznawać wniosku "we własnej sprawie".
Proces śląskiej mafii paliwowej to jedna z największych tego rodzaju spraw w kraju. W ciągu sześciu lat oskarżeni mieli oszukać Skarb Państwa na prawie 500 mln zł. Prokuratorskie postępowanie zostało zamknięte w kwietniu ub. roku, oskarżono wówczas 21 osób.
Według aktu oskarżenia grupa przestępcza kierowana przez Henryka Musialskiego stworzyła mechanizm nielegalnego obrotu paliwami oraz fikcyjnego obrotu nimi i fałszowania faktur. Jej członkom zarzucono też wyłudzenia podatkowe i pranie brudnych pieniędzy.
Pod koniec sierpnia Musialski, zwany śląskim baronem paliwowym, wyszedł z aresztu, w którym spędził blisko pięć lat. Obrońcy wielokrotnie krytykowali niemoc wymiaru sprawiedliwości, która nie pozwalała przez wiele miesięcy rozpocząć procesu. Adwokat głównego oskarżonego zaskarżył w Strasburgu przewlekłość postępowania. Podkreślił, że jego klient przyznał się do zarzutów i to dzięki jego wyjaśnieniom prokuratura poczyniła w śledztwie wiele ustaleń.
Wśród oskarżonych jest m.in. detektyw Krzysztof Rutkowski, który odpowiada za pranie brudnych pieniędzy i powoływanie się na wpływy w instytucjach państwowych. Zdaniem oskarżenia Rutkowski polecił pracownikom swego biura wystawienie faktur na 2,5 mln zł za fikcyjne usługi na rzecz firmy Musialskiego. Grozi mu, podobnie jak wielu innym oskarżonym, 15 lat więzienia.ND, ab, PAP