Niesolidny sojusznik?
Dodano:
Niezależnie od tego co naprawdę stało się przy osetyjskim posterunku, cała niedzielna awantura z prezydenckim konwojem stawia Gruzję i jej prezydenta w nie najlepszym świetle. Saakaszwili i jego ochrona wykazali się albo amatorstwem, albo instrumentalnym podejściem do Polski i jej zaangażowania.
Fakt, że Rosjanie lub wspierani przez nich Osetyjczycy bezkarnie łamią postanowienia międzynarodowe jest bezsporny, szczególnie że ci drudzy już przyznali się do oddania "strzałów ostrzegawczych".
Istnieje też możliwość druga: intencje Saakaszwilego były czyste jak łza. Chciał po prostu pokazać Kaczyńskiemu obóz uchodźców, a przy okazji także punkty kontrolne, których tam nie powinno być. To, że wyglądało to jak niezręczna gruzińska prowokacja świadczyłoby albo o nieudolności gruzińskich służb, albo o tym że są zinfiltrowane przez FSB i dały sobą manipulować. Gdyby przyjąć tę ostatnią opcję, można by się zastanawiać, czy Rosjanom nie chodziło o ośmieszenie prezydenta Kaczyńskiego i jego kompromitację jako obrońcy sprawy gruzińskiej.
Tak czy inaczej, narażając głowę zaprzyjaźnionego państwa, niezależnie od tego czy w sposób samowolny, czy niezamierzony, Gruzja pod wodzą Saakaszwilego jawi się jako partner niezbyt poważny. Jeżeli Polska nadal ma się angażować w pomoc dla tego kraju, powinna czynić to z większym dystansem.
Co jednak wyobrażał sobie jadący na pogranicze Saakaszwili i na co właściwie liczył? Możliwe, że chodziło mu o awanturę i nagłośnienie sprawy z użyciem postaci polskiego prezydenta. Jeżeli tak, to plan został przeprowadzony po amatorsku. Wysłanie dziennikarzy na czoło konwoju tuż przed zdarzeniem (czyli w trakcie zbliżania się do posterunku) przejrzeć bardzo łatwo.
Odcięcie Lecha Kaczyńskiego od jego własnej ochrony wywołuje z kolei nieprzyjemny dreszcz. BOR-owcy, jako ludzie nie znający gruzińskiego planu (jeżeli taki istniał), mogli swoją reakcją doprowadzić do nieprzewidzianego zaostrzenia sytuacji i solidniejszej wymiany ognia z posterunkiem rosyjskim. A co by się stało, gdyby polski prezydent został zabity? Jak musiałaby wtedy zareagować Polska? Cień pada tu również na profesjonalizm polskiej ochrony.Istnieje też możliwość druga: intencje Saakaszwilego były czyste jak łza. Chciał po prostu pokazać Kaczyńskiemu obóz uchodźców, a przy okazji także punkty kontrolne, których tam nie powinno być. To, że wyglądało to jak niezręczna gruzińska prowokacja świadczyłoby albo o nieudolności gruzińskich służb, albo o tym że są zinfiltrowane przez FSB i dały sobą manipulować. Gdyby przyjąć tę ostatnią opcję, można by się zastanawiać, czy Rosjanom nie chodziło o ośmieszenie prezydenta Kaczyńskiego i jego kompromitację jako obrońcy sprawy gruzińskiej.
Tak czy inaczej, narażając głowę zaprzyjaźnionego państwa, niezależnie od tego czy w sposób samowolny, czy niezamierzony, Gruzja pod wodzą Saakaszwilego jawi się jako partner niezbyt poważny. Jeżeli Polska nadal ma się angażować w pomoc dla tego kraju, powinna czynić to z większym dystansem.