Śpiewanie w cieniu Kremla
Dodano:
Kryzys gospodarczy może nie być jedyną przyczyną wycofania się państw bałtyckich z Eurowizji.
Przyszłoroczny 53. Konkurs Piosenki Eurowizji rozgrywany w Moskwie zostanie przeprowadzony w zmniejszonym składzie. Z przyczyn finansowych nie wystąpią na nim dwie z trzech republik bałtyckich: Łotwa i Litwa.
Na Łotwie w ramach szukania oszczędności budżetowych władze telewizji publicznej zrezygnowały z przeprowadzania krajowych eliminacji. Teoretycznie jest jeszcze możliwe, że jakiś artysta będzie reprezentował Rygę w konkursie, ale wyboru dokona jury, nie telewidzowie. Odwrotnie przedstawia się sytuacja na Litwie. Tam konkurs krajowy się odbędzie, ale na wyjazd zwycięzcy do Moskwy prawdopodobnie zabraknie pieniędzy.
Kryzys gospodarczy, który uderzył w republiki bałtyckie szczególnie boleśnie, jest łatwym i przekonywującym uzasadnieniem. Problem w tym, że za rozrywkową fasadą Eurowizji do głosu zawsze dochodzi polityka. Przejawem
tego są niezmienne schematy głosowania i rola, jaką w nich odgrywają mniejszości etniczne. Choć nie można głosować na własnego reprezentanta, nic nie broni tego diasporze mieszkającej w innych krajach. Dlatego nasi
reprezentanci dostawali ostatnio kilka punktów od Wielkiej Brytanii i Irlandii. W dużym stopniu z tego korzystała również Rosja, zajmując w minionych kilku latach dzięki głosom państw byłego ZSRR zawsze miejsce na podium.
Czołowymi dostarczycielami punktów były właśnie republiki nadbałtyckie. Bez ich udziału pozycja Rosji bez wątpienia się pogorszy.
Decyzja o rezygnacji z występu może być więc przeniesieniem dobrze znanego konfliktu między republikami a Kremlem na nowe pole. Gdy w sierpniu wybuchła wojna o Osetię, kraje bałtyckie nawoływały do bojkotu konkursu.
Teraz, zasłaniając się kryzysem finansowym, mogą ten bojkot po cichu wprowadzać w życie.
Z drugiej strony sama Gruzja, która z wiadomych przyczyn początkowo ogłosiła wycofanie się z zawodów, może do nich wrócić. Przyczyną zmiany stanowiska ma być niedawne zwycięstwo Tbilisi w dziecięcej Eurowizji, zapewnione 12 punktami otrzymanymi od Rosji. Wiadomość, pochodząca od organizującej konkurs Europejskiej Unii Nadawców, nie została do tej pory potwierdzona przez żadną ze stron. Jeśli jednak okaże się być prawdą, może stanowić zupełnie niespodziewany punkt wyjścia do odbudowy stosunków.
Na Łotwie w ramach szukania oszczędności budżetowych władze telewizji publicznej zrezygnowały z przeprowadzania krajowych eliminacji. Teoretycznie jest jeszcze możliwe, że jakiś artysta będzie reprezentował Rygę w konkursie, ale wyboru dokona jury, nie telewidzowie. Odwrotnie przedstawia się sytuacja na Litwie. Tam konkurs krajowy się odbędzie, ale na wyjazd zwycięzcy do Moskwy prawdopodobnie zabraknie pieniędzy.
Kryzys gospodarczy, który uderzył w republiki bałtyckie szczególnie boleśnie, jest łatwym i przekonywującym uzasadnieniem. Problem w tym, że za rozrywkową fasadą Eurowizji do głosu zawsze dochodzi polityka. Przejawem
tego są niezmienne schematy głosowania i rola, jaką w nich odgrywają mniejszości etniczne. Choć nie można głosować na własnego reprezentanta, nic nie broni tego diasporze mieszkającej w innych krajach. Dlatego nasi
reprezentanci dostawali ostatnio kilka punktów od Wielkiej Brytanii i Irlandii. W dużym stopniu z tego korzystała również Rosja, zajmując w minionych kilku latach dzięki głosom państw byłego ZSRR zawsze miejsce na podium.
Czołowymi dostarczycielami punktów były właśnie republiki nadbałtyckie. Bez ich udziału pozycja Rosji bez wątpienia się pogorszy.
Decyzja o rezygnacji z występu może być więc przeniesieniem dobrze znanego konfliktu między republikami a Kremlem na nowe pole. Gdy w sierpniu wybuchła wojna o Osetię, kraje bałtyckie nawoływały do bojkotu konkursu.
Teraz, zasłaniając się kryzysem finansowym, mogą ten bojkot po cichu wprowadzać w życie.
Z drugiej strony sama Gruzja, która z wiadomych przyczyn początkowo ogłosiła wycofanie się z zawodów, może do nich wrócić. Przyczyną zmiany stanowiska ma być niedawne zwycięstwo Tbilisi w dziecięcej Eurowizji, zapewnione 12 punktami otrzymanymi od Rosji. Wiadomość, pochodząca od organizującej konkurs Europejskiej Unii Nadawców, nie została do tej pory potwierdzona przez żadną ze stron. Jeśli jednak okaże się być prawdą, może stanowić zupełnie niespodziewany punkt wyjścia do odbudowy stosunków.