TK: nadzór ministra sprawiedliwości nad sądami - konstytucyjny
Przepis ma długą historię - ministerialny nadzór nad sądami uchwalono pierwszy raz za sanacji w 1928 r., by wzmocnić władzę rządu nad sądami, co już w tamtym czasie krytykowano. Po wojnie nadzór był utrzymywany i - w zależności od tego, kto go sprawował, wzbudzał mniejsze lub większe kontrowersje.
Ministerialny nadzór nad "nieorzeczniczą" częścią sądownictwa istnieje do dziś m.in. w Niemczech i Austrii, zaś np. na Węgrzech należy to do tamtejszego odpowiednika KRS - mówili w środę uczestnicy rozprawy w TK.
KRS uważa, że ten przepis zaprzecza zasadzie odrębności władzy sądowniczej od wykonawczej i bezprawnie przyznaje ministrowi sprawiedliwości wiele uprawnień nadzorczych i zwierzchnich względem sądów. Argumenty Rady wspierało Stowarzyszenie Sędziów Polskich Iustitia, według którego nawet nadzór prezesów sądów nad pracą sędziów (niezaskarżony przez KRS), jest nadzorem ministerialnym, bo to minister powołuje i odwołuje prezesów sądów, więc tą drogą ma wpływy.
Sędziowie Trybunału w pełnym, 15-osobowym składzie, jednogłośnie orzekli, że ten przepis nie narusza żadnego z artykułów Konstytucji RP - czego konsekwencją było uznanie za legalne większości innych zaskarżonych zapisów.
"Trójpodział władz w rozumieniu konstytucji z 1997 r. oznacza, że relacje władz: ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej to nie ich separacja, ale wzajemne równoważenie się, czyli oddziaływanie na siebie, kontrola i możliwość dialogu" - podkreślał w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Mirosław Granat. Przyznał on zarazem, że te mechanizmy należy uznać za "niedoskonałe i niedookreślone".
Trybunał podkreślił, że sądownictwo powszechne musi działać w oddzielonych od pozostałych władz strukturach organizacyjno- decyzyjnych, posiadać wyodrębnione środki finansowe zapewniające ich sprawne funkcjonowanie, dysponować wewnętrznym systemem kontroli i prawną możliwością ochrony swych uprawnień, powinno przedstawiać pozostałym władzom swe zastrzeżenia w celu poprawienia efektywności działania sądów, ale zarazem stanowi ono element systemu organów państwa określony przepisami konstytucji.
Za niekonstytucyjne Trybunał uznał przepisy usp, na mocy których sędziowie delegowani do ministerstwa mogą nadal orzekać w sądach. W środę reprezentant Prokuratora Generalnego prok. Marek Sadowski (b. minister sprawiedliwości) mówił w TK, że wielu z tych sędziów - mimo delegowania ich do MS i wykonywania tam w imieniu ministra nadzoru nad sądami - nadal orzekało w procesach, by "nie stracić kontaktu z salą rozpraw".
Taką praktykę TK uznał za niezgodną z zasadą trójpodziału władzy i orzekł, że powinien powstać mechanizm urlopowania takich sędziów z jednoczesnym niepozbawianiem ich uprawnień, np. do stanu spoczynku. "Łączenie przez sędziego funkcji orzeczniczych z wykonywaniem czynności administracyjnych, na podstawie delegowania do ministerstwa (...) narusza też niezależność sądów, gdyż powoduje zacieranie się różnicy między wykonywaniem wymiaru sprawiedliwości a pracą na rzecz władzy wykonawczej. Jest to niezgodne ze standardami demokratycznego państwa prawnego" - mówił prof. Granat.
Z ustaleń PAP wynika, że w ministerstwie pracuje około 200 delegowanych sędziów - w sądach - za zgodą ministra - orzeka część z nich. Z tytułu pracy w resorcie pobierają dodatek służbowy do uposażenia sędziowskiego oraz - ci spoza Warszawy - dodatek mieszkaniowy na wynajęcie lokalu w stolicy. W opinii prezesa warszawskiej "Iustitii" sędziego Wiktora Pibera, zakaz orzekania dla tych sędziów będzie im na rękę. "Mniej żmudnych obowiązków orzeczniczych, a dodatki służbowe i sędziowska wysługa lat pozostaną" - skomentował.
Za niekonstytucyjną uznano też możliwość delegowania przez ministra sędziów do innego sądu bez ich zgody, lub bezterminowego powołania przez ministra tymczasowego prezesa sądu.
Trybunał zakwestionował także przepis, według którego jeśli prokurator wniesie o uchylenie sędziemu immunitetu i o zgodę na aresztowanie sędziego, to już samo uchylenie immunitetu jest zgodą sądu na areszt.pap, em