MON "ściąga" z Afganistanu rzecznika kontyngentu
Chodzi o wypowiedź rzecznika, wykorzystaną w artykule, który ukazał się w połowie stycznia w "Dzienniku". Autorka tekstu sugerowała w nim, że żołnierze w Afganistanie nie znają zasad użycia broni. Jej zdaniem, "funkcjonują one na razie tylko na papierze w Warszawie, bo kontyngent w Afganistanie nic o nich nie wie".
Zdaniem wojskowych to "absurd". Szczegółowe wytyczne wydane przez szefa SGWP 11 września trafiły do Afganistanu jeszcze w tym samym miesiącu, gdy była tam trzecia zmiana kontyngentu. Żołnierze obecnej czwartej zmiany PKW zapoznali się z nimi jeszcze w trakcie szkolenia w kraju.
Kiedy ukazał się materiał prasowy szef MON przebywał z wizytą we Wrocławiu. Powiedział wtedy, że czytał informację, iż "kontyngent w Afganistanie nie wciela w życie decyzji podjętych przez niego kilka miesięcy temu". Podkreślał, że z informacji przekazanych mu przez Dowódcę Operacyjnego Sił Zbrojnych wynika, że "wszystko zostało przekazane w dół do kontyngentu i że żołnierze od zeszłego roku powinni realizować już nowe zasady".
"Rzecznik, jeżeli popełnił błąd, zostanie jutro odwołany ze swojego stanowiska" - zapowiedział wtedy szef MON Bogdan Klich.
Najpoważniejszą zmianą, jaka zaszła jesienią ub. roku w porównaniu z wcześniej obowiązującymi przepisami dotyczącymi używania broni, jest wprowadzenie różnego systemu meldunkowego w zależności od zaistniałej sytuacji.
W przypadku zdarzenia bez ofiar i strat meldowanie odbywa się w pionie dowódczym - dowódca patrolu składa pisemny meldunek bojowy po powrocie do bazy, który dociera do dowódcy kontyngentu. Zarówno żandarmeria wojskowa jak i prokurator wojskowy zostaną powiadomieni wyłącznie w sytuacji, jeżeli dowódca ma podejrzenia złamania zasad użycia broni. W każdym innym przypadku nie prowadzą oni żadnego postępowania.ab, pap
Pitbul: pies na polityków. Nowy portal rozrywkowy zaprasza!