Kryzys dzieli Europę, rośnie nowy mur
Dodano:
Kryzys znów dzieli Europę, a jej część środkowo-wschodnia oddaliła się tak bardzo jak nigdy wcześniej – ocenia dziennik „La Repubblica” w obszernym raporcie „Nowy mur Europy”.
Na tle innych krajów Polskę przedstawiono jako państwo stabilne gospodarczo, które nie prosi Unii o pomoc, by nie popaść w taką pułapkę jak Węgry.
Rzymski dziennik podkreśla, że we wschodniej części kontynentu smutna jest zima 2009 roku, w którym przypada 20. rocznica obalenia komunizmu.
„Dwie dekady po polskiej rewolucji i upadku muru berlińskiego, 10 lat po wejściu nowych demokracji do NATO i pięć lat po rozszerzeniu Unii Europejskiej, wiatry obaw – mroźne i groźne – znów zaczynają wiać na wschodzie dawnej żelaznej kurtyny" – zauważa.
„Ale po raz pierwszy wieją z Zachodu, a nie z Moskwy" – dodaje.
„W postmodernistycznej Warszawie amerykańskich drapaczy chmur ludzie wypełniają wciąż centra handlowe, ale lider narodowo-populistycznej opozycji Jarosław Kaczyński grzmi gniewnie przeciwko liberalnemu rządowi Donalda Tuska, niezdolnemu według niego do zadbania o polskie interesy w Europie" – podsumowuje dziennik.
„W bogatej Pradze wciąż wydaje się pieniądze w salonach włoskiej mody czy niemieckich samochodów, ale ekonomiści obawiają się 5-procentowej recesji. Bratysława – o południowo-koreańskim lub też japońskim wyglądzie – uratowała się wchodząc do strefy euro jak Słowenia" – relacjonuje „La Repubblica”.
Do tego miejsca sytuacja jest pod kontrolą. Lecz już dalej, na Węgrzech czy na Łotwie istnieje poważne ryzyko, że przyszłość przypominać będzie komunistyczną przeszłość – ocenia.
Autor relacji zwraca uwagę, że na placach w Budapeszcie gromadzą się zwolennicy narodowo-populistycznej opozycji i neofaszyści, a w kraju coraz silniejszy jest antysemityzm. Ferenca Gyurcsanya przedstawia zaś jako „słabego premiera".
„La Repubblica" przytacza opinie, według których to zachodnia część Unii ponosi odpowiedzialność za obecny gospodarczy rozłam na naszym kontynencie.
Przedstawiciel kierownictwa jednego z austriackich banków Manfred Wimmer, cytowany w artykule, powiedział: „Potrafimy jeszcze odróżnić Holandię od Portugalii, Finlandię od Grecji, ale staliśmy się niezdolni do tego, by dostrzec różnice między krajami wciąż stabilnymi, czyli Polską, Słowacją, Czechami i Słowenią a państwami w ciężkim kryzysie, jak Węgry czy Łotwa".
„Byłoby tragedią, gdyby po 20 latach Europa znowu była podzielona" – ostrzegł cytowany w raporcie szef Banku Światowego Robert Zoellick.
Według dziennika „koszmar syndromu węgierskiego" prześladuje wszystkie kraje Europy Środkowo-Wschodniej, włącznie z Polską, o czym mają świadczyć słowa polskiego ministra finansów Jacka Rostowskiego: „Nie chcemy popaść w potworny deficyt w węgierskim stylu”.
Do artykułu Andrei Tarquiniego wkradł się poważny błąd: wymienił on Polskę obok Słowacji jako kraj „uratowany także przez wejście do euro".
PAP
Rzymski dziennik podkreśla, że we wschodniej części kontynentu smutna jest zima 2009 roku, w którym przypada 20. rocznica obalenia komunizmu.
„Dwie dekady po polskiej rewolucji i upadku muru berlińskiego, 10 lat po wejściu nowych demokracji do NATO i pięć lat po rozszerzeniu Unii Europejskiej, wiatry obaw – mroźne i groźne – znów zaczynają wiać na wschodzie dawnej żelaznej kurtyny" – zauważa.
„Ale po raz pierwszy wieją z Zachodu, a nie z Moskwy" – dodaje.
„W postmodernistycznej Warszawie amerykańskich drapaczy chmur ludzie wypełniają wciąż centra handlowe, ale lider narodowo-populistycznej opozycji Jarosław Kaczyński grzmi gniewnie przeciwko liberalnemu rządowi Donalda Tuska, niezdolnemu według niego do zadbania o polskie interesy w Europie" – podsumowuje dziennik.
„W bogatej Pradze wciąż wydaje się pieniądze w salonach włoskiej mody czy niemieckich samochodów, ale ekonomiści obawiają się 5-procentowej recesji. Bratysława – o południowo-koreańskim lub też japońskim wyglądzie – uratowała się wchodząc do strefy euro jak Słowenia" – relacjonuje „La Repubblica”.
Do tego miejsca sytuacja jest pod kontrolą. Lecz już dalej, na Węgrzech czy na Łotwie istnieje poważne ryzyko, że przyszłość przypominać będzie komunistyczną przeszłość – ocenia.
Autor relacji zwraca uwagę, że na placach w Budapeszcie gromadzą się zwolennicy narodowo-populistycznej opozycji i neofaszyści, a w kraju coraz silniejszy jest antysemityzm. Ferenca Gyurcsanya przedstawia zaś jako „słabego premiera".
„La Repubblica" przytacza opinie, według których to zachodnia część Unii ponosi odpowiedzialność za obecny gospodarczy rozłam na naszym kontynencie.
Przedstawiciel kierownictwa jednego z austriackich banków Manfred Wimmer, cytowany w artykule, powiedział: „Potrafimy jeszcze odróżnić Holandię od Portugalii, Finlandię od Grecji, ale staliśmy się niezdolni do tego, by dostrzec różnice między krajami wciąż stabilnymi, czyli Polską, Słowacją, Czechami i Słowenią a państwami w ciężkim kryzysie, jak Węgry czy Łotwa".
„Byłoby tragedią, gdyby po 20 latach Europa znowu była podzielona" – ostrzegł cytowany w raporcie szef Banku Światowego Robert Zoellick.
Według dziennika „koszmar syndromu węgierskiego" prześladuje wszystkie kraje Europy Środkowo-Wschodniej, włącznie z Polską, o czym mają świadczyć słowa polskiego ministra finansów Jacka Rostowskiego: „Nie chcemy popaść w potworny deficyt w węgierskim stylu”.
Do artykułu Andrei Tarquiniego wkradł się poważny błąd: wymienił on Polskę obok Słowacji jako kraj „uratowany także przez wejście do euro".
PAP