Posłowie protestują przeciwko jedzeniu w Sejmie
Dodano:
Karaluchy w sałatkach, zjełczałe masło, nieświeże mięso, smród kaszanki smażonej na cebuli unoszący się w powietrzu i sensacje żołądkowe na drugi dzień – to lista zarzutów, jakie posłowie mają do jedzenia serwowanego na Wiejskiej. Z ustaleń „Wprost” wynika, że posłowie wystosowali w tej sprawie protest do Kancelarii Sejmu.
Inicjatorką akcji są dwie posłanki PO Iwona Guzowska i Ewa Drozd. – Wszyscy posłowie, których poprosiłyśmy, podpisali się pod tym protestem. Jedzenie w Sejmie jest ohydne. Jeśli nie będzie poprawy, to kupię sobie mikrofalówkę i zacznę przywozić z domu weki – mówi „Wprost" Guzowska. Jej zastrzeżenia do sejmowych restauracji potwierdzają wszyscy nasi rozmówcy. – Jem po to, żeby żyć, więc nie wybrzydzam, ale karaluchów to nigdy nie polubię. Znalazłem kiedyś jednego w sałatce. Nakładam na widelec, patrzę a tam robak. Leży w talerzu na plecach i macha nóżkami – opowiada Suski, który dziś z sejmowego menu najczęściej wybiera śledzika ze szczypiorkiem.
Podobne doświadczenia ma jego partyjny kolega Paweł Kowal, który z powodu niespodzianek w jedzeniu nadał sejmowej restauracji własną nazwę: „Pod Gekonem". – Paweł znalazł kiedyś w swoim obiedzie prusaka. I doszedł do wniosku, że dają tam jedzenie dla gekonów. One chyba jedzą świerszcze czy żuki, prawda? – zastanawia się jeden z posłów.
Inni narzekają na smród. – To taki zapach kaszanki smażonej na cebuli – tłumaczy w rozmowie z „Wprost" Jan Ołdakowski z PiS. Wtóruje mu klubowa koleżanka Elżbieta Jakubiak. - Zawsze jak zapraszam do siebie jakiegoś gościa, to zastanawiam się, jakie będą nam towarzyszyć zapachy. Mielone, golonka czy cebula. Pomijając obsługę, która jest przemiła, w Hawełce (sejmowej restauracji – red.) wszystko jest do wymiany. Chyboczące się krzesła, ceraty na stołach, gierkowskie zasłony, wazony ze sztucznymi kwiatami – mówi posłanka PiS.
Z naszych ustaleń wynika, że Kancelaria Sejmu wzięła sobie do serca skargi parlamentarzystów i kilka dni temu rozesłała im ankietę dotyczącą jedzenia serwowanego w Sejmie.
Podobne doświadczenia ma jego partyjny kolega Paweł Kowal, który z powodu niespodzianek w jedzeniu nadał sejmowej restauracji własną nazwę: „Pod Gekonem". – Paweł znalazł kiedyś w swoim obiedzie prusaka. I doszedł do wniosku, że dają tam jedzenie dla gekonów. One chyba jedzą świerszcze czy żuki, prawda? – zastanawia się jeden z posłów.
Inni narzekają na smród. – To taki zapach kaszanki smażonej na cebuli – tłumaczy w rozmowie z „Wprost" Jan Ołdakowski z PiS. Wtóruje mu klubowa koleżanka Elżbieta Jakubiak. - Zawsze jak zapraszam do siebie jakiegoś gościa, to zastanawiam się, jakie będą nam towarzyszyć zapachy. Mielone, golonka czy cebula. Pomijając obsługę, która jest przemiła, w Hawełce (sejmowej restauracji – red.) wszystko jest do wymiany. Chyboczące się krzesła, ceraty na stołach, gierkowskie zasłony, wazony ze sztucznymi kwiatami – mówi posłanka PiS.
Z naszych ustaleń wynika, że Kancelaria Sejmu wzięła sobie do serca skargi parlamentarzystów i kilka dni temu rozesłała im ankietę dotyczącą jedzenia serwowanego w Sejmie.
Więcej na temat kulinarnej gehenny na Wiejskiej – w poniedziałek w tygodniku Wprost
Krzymowski z blogu http://www.wprost.pl/blogi/michal_krzymowski/