"Związkowcy mają prawo protestować"
Premier Donald Tusk powiedział w poniedziałek, że planowana na 4 czerwca w Gdańsku uroczystość prawdopodobnie się nie odbędzie, jeśli potwierdzi się informacja, że miałaby ona zostać zakłócona. 4 czerwca na placu Solidarności, na którym stoi Pomnik Poległych Stoczniowców, planowano spotkanie szefów rządów wielu państw z młodzieżą. Na ten sam dzień w tym miejscu związkowcy z Solidarności zapowiedzieli manifestacje w obronie stoczni i "wszystkich ludzi, którzy są zwalniani".
"Dlaczego związkowcy mają protestować kiedy indziej?" - pyta Brudziński. Podkreślił, że jest "świętym prawem strony społecznej", żeby przypominać o swoich postulatach.
Dodał, że europejskim politykom zebranym na uroczystościach 4 czerwca będzie łatwo "mieć usta pełne frazesów, mówić o zasługach stoczniowców i polskich robotników". Ale wówczas, kiedy przychodzi do konkretnych decyzji, to przyczyniają się oni - zdaniem Brudzińskiego - do tego, aby polskie stocznie zwracały pomoc publiczną i likwidowały miejsca pracy.
"Co mają w tej sytuacji zrobić robotnicy? Ustawić się i klaskać?" - mówił Brudziński.
Polityk PiS powiedział również, że chce wyrazić premierowi wdzięczność za to, iż nie nazwał tych, którzy mogliby zakłócić obchody "wichrzycielami czy warchołami".
"Platforma zaczyna nie tylko mówić, ale i niestety działać jak swego czasu działała jedyna przewodnia siła, która protesty związkowe określała mianem warcholstwa i nasyłała na protesty oddziały Milicji Obywatelskiej" - ocenił.
Zdaniem Brudzińskiego obalenie komunizmu 20 lat temu nie było dziełem elit, ale robotników i - jak mówił - stało się nie po to, żeby "rządzący mieli dobre samopoczucie i mogli poklepywać się z wielkimi tego świata po plecach".
ND, PAP