Pracownicy JSW wyszli na ulicę
Zarząd spółki zapewnia, że wszystkie jego działania służą przezwyciężeniu kryzysu, jaki dotknął spółkę w związku z sytuacją rynkową, oraz ochronie miejsc pracy w firmie. Związki uważają, że to zarząd wpędził spółkę w kryzys, a jego polityka prowadzi do redukcji płacy i liczby miejsc pracy.
Niespełna 20 związkowców z transparentami pojawiło się po południu przed jednym z bloków na osiedlu w Tychach, gdzie mieszka prezes JSW. "Zagórowski ręce precz od naszych kopalń" i "Stop podstępnej prywatyzacji" - napisali na transparentach. Mieli też umieszczone na drzewcach zdjęcia prezesa, a mieszkańcom rozdawali ulotki z fotomontażem, przedstawiającym prezesa w więziennym ubraniu i w kajdankach.
"Przyjechaliśmy tutaj, aby środowisko, w którym żyją ci panowie, dowiedziało się prawdy o ich poczynaniach. Swoją nieudolność chcą ukryć poprzez walkę z pracownikami, a kosztami swych błędnych decyzji chcą obarczyć załogi kopalń" - napisali związkowcy w rozdawanej ulotce. W rozmowach z dziennikarzami oskarżali zarząd o nieudolność i działanie na szkodę załogi.
"Zamiast szukać wspólnie z załogą dróg wyjścia z kryzysu, toczy się z nią otwartą wojnę. Jest to działanie dla spółki ze wszech miar szkodliwe, powoduje obniżenie jej wartości, doprowadzi do długów i późniejszej cichej prywatyzacji za przysłowiową złotówkę" - uważają związkowcy z JSW.
Podobna pikieta odbyła się przed domem wiceprezesa Ślęzaka w Ustroniu. Wiceprezes skierował we wtorek list otwarty do załogi, w którym przyrównał związkowców do działaczy PZPR i oskarżył, że dbają głównie o własne interesy. Za kilka tygodni załoga ma głosować w sprawie odwołania wiceprezesa ze stanowiska. Pełni on swoją funkcję od ośmiu lat.
Narastający od kilku tygodni konflikt w JSW dotyczy m.in. tego, że od 11 maja pracodawcą dla górników ma być bezpośrednio spółka, a nie, jak dotąd, poszczególne kopalnie. Stare układy zbiorowe mają być docelowo zastąpione nowym, wspólnym. Z powodu kryzysu kopalnie mają niebawem nie wydobywać węgla w piątki, co może odbić się na zarobkach górników. Na razie ogłoszono trzy dni robocze bez wydobycia.
Związkowcy chcą odwołania wiceprezesa Ślęzaka - szefa Biura Zatrudnienia Płac i Polityki Społecznej - bo choć pochodzi z wyboru załogi, poparł zmiany organizacyjne i podpisuje się pod stanowiskiem całego zarządu. We wtorkowym liście otwartym Ślęzak napisał m.in., że liczy się z odwołaniem. Zaapelował jednocześnie o rezygnację z ewentualnego strajku, który pogrążyłby spółkę i groziłby utratą miejsc pracy.
W liście wiceprezes przypomniał, że gdy rodziła się "Solidarność", w jej statucie był zapis o jednokadencyjności przewodniczących związku, by odróżnić się od ówczesnej władzy. "Panie Przewodniczący, czy nie zauważa pan jak bardzo zbliżacie się do dawnych sekretarzy w komitetach zakładowych PZPR?" - zapytał wiceprezes szefa "S" w JSW, Sławomira Kozłowskiego.
Kozłowski w rozmowie z PAP uznał takie stwierdzenie za nadużycie i stanowczo się z nim nie zgodził. Wyraził przekonanie, że załoga w głosowaniu odwoła Ślęzaka ze stanowiska. "Mogę tylko powiedzieć, że nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Wiceprezes szuka argumentów, które uchronią go przed odwołaniem" - ocenił. Zapowiedział, że w przyszłości związkowcy będą demonstrować w Jastrzębiu Zdroju i być może w Warszawie.
Ślęzak zarzucił natomiast związkowcom (w całej JSW działają 54 organizacje związkowe), że dbają głównie o własne interesy. "Czy warto dla obrony swoich nienależnych przywilejów jakie macie, popychać załogę do strajku, który doprowadzi JSW do ruiny, a dużą ilość ludzi do utraty miejsc pracy? Czy naprawdę warto? Przecież kryzysu, którego skutki już odczuwamy, nie spowodowała rzekoma niegospodarność zarządu" - zapytał wiceprezes związkowców.
Zarząd JSW nie ukrywa, że proponowane zmiany organizacyjne spowodują zmniejszenie związkowych etatów o jedną trzecią (z 61 do 40), co przyniesie oszczędności rzędu 6 mln zł. Zastrzegają jednocześnie, że będzie to jeden z efektów zmian, a nie ich cel. Celem jest zwiększenie elastyczności zarządzania firmą, by mogła lepiej przetrwać kryzys, jakiego doświadcza.
"Miejcie odwagę powiedzieć członkom waszych związków, że na strajku tylko wy nie stracicie, bo broni was delikatnie mówiąc - ułomna ustawa o związkach zawodowych. Bo czy jest kryzys czy nie, czy jest strajk czy nie - tylko wam należą się pełne wypłaty" - wskazał wiceprezes JSW, zaznaczając, że zarząd spółki nie likwiduje związków zawodowych ani nie przeszkadza im działać. Oczekuje jednak, że "dostosują się do nowej rzeczywistości".
W związku z kryzysem na rynku stali (hutnictwo jest głównym odbiorcą koksu) w pierwszym kwartale tego roku sprzedaż węgla z JSW spadła o 25 proc. w porównaniu z tym samym okresem 2008 r., a przychody o 31 proc. Firma spodziewa się, że w tym roku produkcja może być mniejsza nawet o 3 mln ton, a przychody o 2 mld zł. Ceny węgla koksowego spadły o 40 proc. Strata wyniosła kilkadziesiąt milionów złotych.
JSW to największy w Europie producent węgla koksowego. Zatrudnia ponad 22 tys. osób w sześciu kopalniach, które w ubiegłym roku wydobyły 13,6 mln ton węgla. Według danych przed audytem, spółka miała 668,8 mln zł zysku netto przy 5,9 mld zł przychodów. W tym roku zyski spółki stanęły pod znakiem zapytania.
pap, keb