I gdzie ta rewolucja?
Dodano:
Wbrew oczekiwaniom, w Europie nie doszło do ostrego sprzeciwu wobec kapitalizmu, wolnego rynku, prawicy. Nikt nie domaga się marksistowskiej rewolucji, nacjonalizacji przemysłu, a nawet kampanii za czymś, co administracja Obamy nazywa „pakietem pomocowym”, czyli czymś co potocznie jest nazywane „ogromnymi wydatkami rządowymi” – pisze Anne Applebaum na łamach „Washington Post”.
Wręcz przeciwnie – pisze Applebaum – w czasie wyborów do Parlamentu Europejskiego kapitalizm zatriumfował. „Trzeba przyznać, że eurowybory są dość nietypowe. Głosuje w nich dużo mniej ludzi niż wyborach narodowych, a ci, którzy idą do urn niewiele wiedzą na temat tego, co ich wybrańcy w tym parlamencie właściwie robią", pisze autorka.
We Francji, Niemczech, Włoszech i Polsce, czyli w czterech z sześciu największych państw europejskich, centroprawicowe rządy zyskały niespodziewanie entuzjastyczne poparcie. W Wielkiej Brytanii i Hiszpanii lewicowe partie rządzące mocno oberwały, podobnie jak socjaliści na Węgrzech, w Austrii, czy w Estonii.
Jak to możliwe, że europejska prawica ma się tak dobrze w porównaniu z amerykańską, w czasach, które są określane mianem kryzysu globalnego kapitalizmu – zastanawia się autorka komentarza. Jest tak przynajmniej po części dlatego, że jej przywódcy mają odwagę głosić własne przekonania gospodarcze. To prawda, że europejskie państwa opiekuńcze zwiększyły wydatki, jednak nie mogą się równać z deficytem budżetowym Georga W. Busha, ani szalonymi wydatkami Baracka Obamy. Tam gdzie do nich doszło, np. w Wielkiej Brytanii, wzrost wydatków nie przyczynił się znacząco do wzrostu popularności.
im
We Francji, Niemczech, Włoszech i Polsce, czyli w czterech z sześciu największych państw europejskich, centroprawicowe rządy zyskały niespodziewanie entuzjastyczne poparcie. W Wielkiej Brytanii i Hiszpanii lewicowe partie rządzące mocno oberwały, podobnie jak socjaliści na Węgrzech, w Austrii, czy w Estonii.
Jak to możliwe, że europejska prawica ma się tak dobrze w porównaniu z amerykańską, w czasach, które są określane mianem kryzysu globalnego kapitalizmu – zastanawia się autorka komentarza. Jest tak przynajmniej po części dlatego, że jej przywódcy mają odwagę głosić własne przekonania gospodarcze. To prawda, że europejskie państwa opiekuńcze zwiększyły wydatki, jednak nie mogą się równać z deficytem budżetowym Georga W. Busha, ani szalonymi wydatkami Baracka Obamy. Tam gdzie do nich doszło, np. w Wielkiej Brytanii, wzrost wydatków nie przyczynił się znacząco do wzrostu popularności.
im