Podejrzany o zabójstwo Gongadzego nie podał nazwisk zleceniodawców
Pukacz, który w 2000 roku miał udusić paskiem porwanego wcześniej przez jego podwładnych Gongadzego, po sześciu latach poszukiwań listem gończym, został schwytany we wtorek w obwodzie żytomierskim, w centrum Ukrainy.
Jak podał następnie wiceszef Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) Wasyl Hrycak, podczas pierwszego przesłuchania Pukacz wymienił osoby, które miały mu zlecić zabójstwo dziennikarza. Miał także obiecać, że wskaże miejsce, w którym ukryta jest głowa Gongadzego.
"Nie udzielałem takich informacji, to nie odpowiada rzeczywistości" - powiedział Pukacz swemu obrońcy, który przekazał jego słowa występując w stacji telewizyjnej 5.Kanał.
Osyka oznajmił, że Pukacz sam postarał się o to, by go zatrzymano. "Dzwonił do ludzi, o których wiedział, że ich telefony są podsłuchiwane. Robił wszystko, by go odnaleziono" - oświadczył adwokat.
Zdaniem Osyki sprawa Pukacza może zostać wykorzystana w toczącej się już kampanii przed styczniowymi wyborami prezydenckimi. Według komentatorów na wyjaśnieniu zagadki zabójstwa Gongadzego najbardziej zależy prezydentowi Wiktorowi Juszczence, który zapowiadał odnalezienie morderców dziennikarza w swej poprzedniej kampanii wyborczej.
Gongadze, dziennikarz gazety internetowej "Ukrainska Prawda", tropiący korupcję na szczytach ówczesnych ukraińskich władz, zaginął 16 września 2000 roku. Dwa miesiące później w lesie w okolicach Kijowa znaleziono jego ciało. Było ono pozbawione głowy.
Według ukraińskich mediów, zlikwidowania Gongadzego miał się domagać ówczesny prezydent Ukrainy Leonid Kuczma. Zaprzecza on jednak, by miał jakikolwiek związek z tą sprawą.
Według ustaleń śledztwa to właśnie Pukacz nadzorował grupę trzech oficerów milicji, którzy porwali Gongadzego i wywieźli go z Kijowa. W marcu 2008 roku otrzymali za to wyroki od 12 do 13 lat więzienia.
SBU wraz z prokuraturą zatrzymały Pukacza we wsi w obwodzie żytomierskim, gdzie mieszkał ze swoją partnerką i jej synem.
ND, PAP