Zarzuty dla dowódcy rozbitego śmigłowca

Dodano:
Zarzut spowodowania wojskowego wypadku komunikacyjnego, którego następstwem była człowieka, przedstawiła pilotowi mjr. Marcinowi G. Wojskowa Prokuratura Garnizonowa w Bydgoszczy. Dowodzony przez podejrzanego Mi-24D z 49. Pułku Śmigłowców Bojowych z Pruszcza Gdańskiego rozbił się 27 lutego na poligonie koło Torunia.

"Mjr Marcin G. naruszył zasady bezpieczeństwa. Wykonywał lot poniżej bezpiecznej wysokości, wynoszącej w konkretnych warunkach 150 metrów. Nieprawidłowo rozłożył też uwagę podczas poszukiwania celu naziemnego, zbytnio obniżył lot maszyny, która zahaczyła o drzewa" - powiedział szef prokuratury garnizonowej płk Paweł Portała. Podejrzanemu grozi kara pozbawienia wolności do 6 miesięcy do 8 lat.

Płk Portała podkreślił, że prokuratura zamierza sporządzić akt oskarżenia w ciągu dwóch tygodni. Prowadzący postępowanie wszystkie dowody zebrali w pierwszym miesiącu po wypadku, a później czekali na raport komisji badania wypadków lotniczych, który został ogłoszony 1 lipca.

Wypadek Mi-24D zdarzył się podczas nocnego szkolenia w strzelaniu do celów naziemnych. Załoga przygotowywała się do misji w Afganistanie. Na miejscu zginął drugi pilot, por. Robert Wagner, a pierwszy pilot i technik pokładowy zostali ranni.

Przyczyny katastrofy

Komisja badania wypadków lotniczych ustaliła, że przyczyną katastrofy były błędy dowódcy maszyny, która leciała za nisko. Według raportu w pewnym momencie lotu dowódca, który nie widział celu naziemnego, wypowiedział słowa: "No i ch...", co - zdaniem raportu - "może świadczyć, że coś nie poszło po jego myśli lub zaskoczyło go". Wtedy dowódca - by odnaleźć cel - zniżył lot z "dużą prędkością opadania, nie rejestrując tego faktu". Skoncentrował się on bowiem na poszukiwaniach celu, obserwując przestrzeń poza kabiną, nie kontrolował zaś położenia maszyny według przyrządów pilotażowych - stwierdza raport.

Gdy na 23. m nad ziemią zadziałała sygnalizacja tzw. niebezpiecznej wysokości, dowódca maszyny usiłował przeciwdziałać temu, zwiększając skok wirnika, co nie uchroniło go jednak przed zderzeniem z drzewami.

Komisja nie wykluczyła, że dowódca wykonywał lot w goglach noktowizyjnych, co "zdecydowanie utrudniło" pilotowanie śmigłowca nieprzystosowanego do lotów w noktowizji. Według komisji, dowódca mógł przypuszczać, że gogle te ułatwią mu odnalezienie celu - on sam zaprzeczał, by je założył.

W konkluzji komisja stwierdziła, że bezpośrednią przyczyną katastrofy było "nieprawidłowe rozłożenie uwagi przez dowódcę podczas wzrokowego poszukiwania celu naziemnego, co (...) doprowadziło do niekontrolowanego zniżania śmigłowca, na co nie zareagowali pozostali członkowie załogi".

Ponadto komisja ustaliła inne nieprawidłowości, takie jak np. brak współpracy załogi, nieodpowiedni nadzór, niewłaściwe zabezpieczenie meteorologiczne.

ND, PAP
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...