"To Polacy, ale nie żołnierze zamordowani z rozkazu katyńskiego"
Andrzej Przewoźnik nie zgadza się z tą tezą. "Sprawę mogiły w grodzisku we Włodzimierzu Wołyńskim znamy i śledzimy od 12 lat. Gościła już ona zresztą na łamach prasy. Wbrew informacjom z +Rzeczpospolitej+ nie są to groby osób z tzw. +ukraińskiej listy katyńskiej+. Znamy losy tych ludzi. Ponad 3 tys. osób, których nazwiska figurują na tej liście - ze Lwowa, Stanisławowa, Taranopola, Łucka, także z Włodzimierza Wołyńskiego - zostało zgromadzonych w więzieniach zbiorczych m.in. w Kijowie i Charkowie. Tam też zginęli. Niewielka część szczątków odnalezionych we Włodzimierzu Wołyńskim należy do żołnierzy, większość to przedwojenni policjanci i osoby cywilne - świadczą o tym zachowane resztki ubrań i mundurów" - powiedział Przewoźnik.
Jego zdaniem w grodzisku Włodzimierza Wołyńskiego spoczywają szczątki tych, którzy zginęli w pierwszych tygodniach po wkroczeniu wojsk radzieckich na te tereny, czyli na jesieni 1939 roku. "Z relacji wiadomo, że na terenie grodziska funkcjonowało w owym czasie więzienie, w którym dokonywano także egzekucji. Byłyby to więc ciała polskich policjantów, leśników, przedwojennych urzędników. Jak wiadomo Sowieci zaczynali swoje rządy od zebrania tego rodzaju +elementów niepewnych+ w więzieniach, potem często ich mordowali. To najbardziej prawdopodobna wersja. Nie można jednak wykluczyć, że zabójcami byli Niemcy. Wiadomo że na tym terenie dokonywano egzekucji także w 1941 i 42 roku. Wedle przekazów i relacji byłych mieszkańców Włodzimierza, Niemcy dokonywali masowych egzekucji na Polakach, którzy przed wojną byli albo żołnierzami, albo policjantami, a którym udało się jakoś przetrwać okupację sowiecką" - mówił Andrzej Przewoźnik.
Wszystkie szczątki, które zostały odnalezione przed 12 laty, zostały pochowane na włodzimierskim cmentarzu. Zarówno ekshumację jak i badania przeprowadzili Ukraińcy. "Polscy specjaliści nie badali tych szczątków szczegółowo, nie dano nam takiej możliwości, nie sądzę zresztą, żeby takie badania 12 lat temu przyniosły jakieś rewelacje. Ukraińcy nie zachowali się profesjonalnie - wydobyto szczątki, jednak zniszczono całe otoczenie, w którym leżały, cały kontekst, z którego można by się wiele dowiedzieć, więcej niż z badania samych kości" - powiedział Przewoźnik.
"Z naszego punktu widzenia sprawa nie jest zamknięta. Cały czas gromadzimy materiały i informacje na temat m.in. grodziska we Włodzimierzu Wołyńskim, niestety, są one skąpe. To, co działo się w latach wojny i okupacji na Kresach, w ogromnej mierze nie doczekało się jeszcze opracowań naukowych, pojawiają się głównie relacje, w dodatku bardzo fragmentarycznie. Wskazują one jednak, że tzw. grodzisko we Włodzimierzu to miejsce, gdzie dokonywano egzekucji i za czasów okupacji radzieckiej, i po wkroczeniu Niemców" - powiedział Przewoźnik.
"Jeżeli strona ukraińska zgodzi się, to jesteśmy gotowi zbadać ten teren. Musimy jednak pamiętać, że już 12 lat temu wykopywane szczątki były w dramatycznym stanie, przemieszane ze szczątkami zwierzęcymi i pozostałościami po latrynie" - dodał.
W ostatnim miesiącu wypływa już druga sprawa odnalezienia na Kresach polskich mogił zbiorowych z okresu wojny i okupacji. "Takich znalezisk przypuszczalnie czeka nas jeszcze wiele. W każdym większym mieście na terenach zajętych przez wojska radzieckie po 17 września 1939 roku tworzono więzienia, w których przetrzymywano Polaków za to, że przed wojną byli wojskowymi, policjantami, dokonywano też egzekucji. Takich miejsc jest na pewno bardzo dużo. Po wojnie z oczywistych względów nie badano tych spraw. Dopiero teraz powoli docieramy do radzieckich archiwów, trafiamy na ślady, odkrywamy takie miejsca. Dla naszych białoruskich i ukraińskich partnerów po dziś dzień są to sprawy kontrowersyjne i dlatego natrafiamy na trudności" - powiedział Przewoźnik.pap, em