Arabski kontra PAP
Dodano:
Polska Agencja Prasowa żąda od szefa Kancelarii Premiera Tomasza Arabskiego zwrotu kilkudziesięciu tysięcy złotych – nieoficjalnie ustalił „Wprost”. PAP chce, by Arabski z własnych pieniędzy uregulował długi spółki, w której zarządzie zasiadał.
Z naszych ustaleń wynika, że chodzi o dług będącej dziś w likwidacji Spółki Producenckiej Plus, która zajmowała się produkcją programów dla nieistniejącego już gdańskiego Radia Plus. W jej władzach zasiadał obecny szef kancelarii premiera Donalda Tuska Tomasz Arabski. Spółka w latach 2003-2004 nie płaciła Polskiej Agencji Prasowej za wykorzystywane depesze. Pierwsze próby odzyskania pieniędzy podejmował jeszcze zarząd PAP wybrany za czasów PiS, ale sprawa ciągnie się do dziś. - Dwa miesiące temu wysłaliśmy panu Arabskiemu ostateczne wezwanie do spłaty długu. Jeśli nie będzie odzewu, to skierujemy pozew do sądu. Szanse na wygraną są spore, bo identyczną sytuację mieliśmy z wydawcą nieistniejącego już „Życia". Sąd wziął naszą stronę i mogliśmy rozpocząć egzekucję – twierdzi pracownik Agencji. Pikanterii dodaje fakt, że PAP jest spółką Skarbu Państwa, a więc kontrolowaną przez rząd, w którym Arabski jest jedną z ważniejszych figur.
Arabski nie chciał rozmawiać z „Wprost" na ten temat długów spółki. Za pośrednictwem służb prasowych rządu przysłał jedynie kilkuzdaniową odpowiedź: „(…) Ponieważ roszczenie nie zostało uznane przeze mnie, ani nie zostało zasądzone wyrokiem sądu, nie można mówić o jakimkolwiek zobowiązaniu". Tajemnicą handlową zasłoniła się także Ada Kostrz-Kostecka z zarządu PAP. – Sprawa zabrnęła już tak daleko, że nie widzę innej możliwości niż skierowanie jej do sądu. W przeciwnym razie władze Agencji narażą się na zarzut, że nie chcą zadzierać z prominentnym współpracownikiem premiera – twierdzi jeden z naszych rozmówców.
Arabski nie chciał rozmawiać z „Wprost" na ten temat długów spółki. Za pośrednictwem służb prasowych rządu przysłał jedynie kilkuzdaniową odpowiedź: „(…) Ponieważ roszczenie nie zostało uznane przeze mnie, ani nie zostało zasądzone wyrokiem sądu, nie można mówić o jakimkolwiek zobowiązaniu". Tajemnicą handlową zasłoniła się także Ada Kostrz-Kostecka z zarządu PAP. – Sprawa zabrnęła już tak daleko, że nie widzę innej możliwości niż skierowanie jej do sądu. W przeciwnym razie władze Agencji narażą się na zarzut, że nie chcą zadzierać z prominentnym współpracownikiem premiera – twierdzi jeden z naszych rozmówców.