Większość widzów po obejrzeniu „Galerianek”, odetchnie z ulgą, że historia, którą opowiada film w ogóle ich nie dotyczy. Bo oto jesteśmy wśród warszawskich gimnazjalistów, w klasie, która wyraźnie odstaje poziomem od szkolnych standardów.
Źle się tam dzieje. Wyniki w nauce są marne, a prym wiedzie banda agresywnych dziewczyn, dla których „być na poziomie" to znaczy świetnie wyglądać. Ale to dla współczesnych nastolatków oznacza nie tyle, co mieć fajne dżinsy, sweter, modnie obcięte włosy i zdrową cerę. Dziś potrzeba do tego setek atrybutów takich, jak markowe ciuchy, tony kosmetyków, najnowsze modele telefonów komórkowych i wiele innych gadżetów. A ponieważ dziewczęta pochodzą z biednych rodzin, a trzymanie poziomu sporo kosztuje, gotowe są na wszystko, żeby się wybić. Wszelkie akcesoria potrzebne do osiągnięcia celu znajdują się w centrum handlowym, zwanym od kilku lat galerią. Tam również, w porze lanczu, czyli mniej więcej po lekcjach, przebywają mężczyźni z grubymi portfelami, którzy zestresowani osiąganiem wyników rozpaczliwie potrzebują się jakoś zrelaksować. Filmowe gimnazjalistki nie grzeszą inteligencją, ale podstawowe fakty połączyć potrafią. Za pierwszym razem być może były nieco spięte, ale teraz idą jak po swoje. W ten świat brutalnie wepchnięta zostaje Ala – skromna i delikatna dziewczyna z prowincji, której rodzina przeprowadziła się do Warszawy za chlebem, jak się domyślamy. Ala bardzo potrzebuje odnaleźć się w świecie rówieśniczek z metropolii...
„Przecież to marginalne zjawisko jest!" – krzyczą zdegustowani krytycy filmu. Jeżeli tak, to czego marginesem jest nastoletnia prostytucja? Co tworzy dziś tożsamość dzieciaków? Czego potrzebują, żeby poczuć się przynajmniej „OK.”, a najchętniej „cool”? Jak to się dzieje, że tak łatwo identyfikują się ze swoim wyglądem i tyle poświęcają mu uwagi? Czy przypadkiem nie jest to kulturowy model, który mimochodem przyjmuje większość z nas? Przecież potrzebujemy zaznaczyć jakoś swój status społeczny, a najłatwiejszym sposobem jest posługiwanie się atrybutami takimi, jak telefony komórkowe, samochody, ubrania, itd. Te z kolei odsyłają wyobraźnię osób, które na nas patrzą do przekazów reklamowych z nimi związanych i wizerunek gotowy. Wiele gorących głów pracuje nad tym, żebyśmy myśleli „Pokaż mi swoją komórkę, a powiem Ci, kim jesteś”.
Debiutancki film Rosłaniec pokazuje tragiczne odarcie młodych ludzi z niewinności i z uczuć. Oni nie znajdują form, by wyrazić to, co naprawdę się w nich dzieje. Jedyne, w czym się doskonalą, to zagłuszanie krzyku swoich dojrzewających wnętrz. Publiczność podczas seansu reaguje na to prymitywnym rechotem. Bo przecież ten film zupełnie ich nie dotyczy.