Posłanka PO grozi dziennikarzom "Wprost"
"Do polityki weszłam prosto z ulicy - wyznaje na łamach partyjnej gazetki posłanka Partii Miłości Agnieszka Kozłowska-Rajewicz. A co, na ulicy nie dało się zarobić?" - tak brzmiała notka poświęcona posłance z PO napisana przez dziennikarzy tygodnika. Posłanka poczuła się nią urażona do tego stopnia, że na swoim blogu zaczęła grozić dziennikarzom. Kozłowska-Rajewicz stwierdziła, że jej mąż "obije dziennikarzom ryja". "Rozjuszone 110 kilo to dla drobnego sejmowego redaktora konfrontacja rodem z reklamówki Sprite" - stwierdziła. - Uważam, że dziennikarze przekroczyli granicę dobrego smaku - podkreśla Kozłowska-Rajewicz. - W ogóle nie chciałam na to reagować, ale tylu znajomych mnie o to pytało, że postanowiłam jakoś odpowiedzieć. Nie formalnie, ale żartobliwie - na blogu.
Obędzie się bez rękoczynówMazurek i Zalewski są gotowi na konfrontację z posłanką i jej mężem, nie zamierzają jednak posuwać się do rękoczynów. - Nasza notka była figurą retoryczną i myślę, że wpis pani poseł również nią jest. Nie zamierzamy się obrażać - stwierdził Igor Zalewski. - Żyjemy w wolnym kraju, gdzie możemy się nawzajem dość ostro traktować. Byleby oczywiście... nie obijać sobie ryjów, bo to by było przegięcie. Ale jeśli pani poseł chce się powyżywać na mnie, nie używając rąk, to proszę bardzo - dodał.
Żart, ale... nie do końcaSama posłanka również przyznaje, że jej wpis był żartem. - Fizycznie nic im ze strony mojego męża nie grozi. Kiedy to mówił, był rozjuszony. Nieco inaczej wygląda wersja przedstawiona przez samego Andrzeja Rajewicza. - Nie pojadę do Warszawy i nie będę gonił tego, czy innego dziennikarzyny, który na kiepskim poziomie próbuje zarabiać na życie. Ale w Poznaniu, jak gdzieś ich złapię, to różnie może być. Trochę żartuję, ale za to co zrobili, daje się w ryj. I to podtrzymuję - stwierdził.
"Gazeta Wyborcza", arb