Komisja ds. Olewnika przesłuchała kolejnego prokuratora
Skradzione akta
Prok. Mirończuk zeznała, że nie wiedziała nic o anonimie. Śledztwo po trzech miesiącach prowadzenia umorzyła uznając, że policjanci, którym powierzono nadzór nad prokuratorskimi aktami, "nieumyślnie nie dopełnili obowiązku" ich pilnowania. - Pani potraktowała tę sprawę jak zwykłą kradzież samochodu, a nie kradzież ważnych akt śledztwa - mówili do niej posłowie. Prokurator zaprzeczała i przekonywała, że każdą prowadzoną przez siebie sprawę traktuje poważnie i badając kradzież samochodu zajmowała się również sprawą zaginięcia przewożonych w nim akt.
Błędy w śledztwie
Pytana o operacyjne notatki policji, z których miało wynikać, że za zniknięcie służbowego samochodu odpowiada jeden z policjantów, który "wziął za to pieniądze", prok. Mirończuk podkreśliła, że ta wiedza operacyjna "nie przełożyła się na materiał procesowy". Początkowo nie pamiętała ona nawet, że w tej sprawie rozmawiali z nią funkcjonariusze Biura Spraw Wewnętrznych, czyli "policji w policji".
Krzysztofa Olewnika uprowadzono w październiku 2001 r. w nocy, po imprezie w jego domu. Porywacze zostali zatrzymani dopiero w 2005 i 2006 r., mimo że już na początkowym etapie sprawy policja miała operacyjne informacje o sprawcach, które jednak nie zaowocowały ich zatrzymaniem. Błędy w śledztwie i niewyjaśnione wątki sprawy bada obecnie gdańska prokuratura i sejmowa komisja śledcza.PAP, dar