Państwo w państwie
Przecież jasne jest, że dziennikarzy podsłuchiwano po to, by zdobyć wiedzę o ich publikacjach, źródłach informacji, tematach, którymi się zajmują. itp. Podsłuch stosowany przez ABW mógł doprowadzić do wykrycia źródeł informacji dziennikarzy śledczych, a więc unicestwić podstawę ich pracy i działania. I narazić na przykre konsekwencje: dziennikarz, którego źródło informacji zostaje spalone, natychmiast traci wiarygodność. Któż bowiem zechce w przyszłości udzielać mu informacji?
Ze swojej praktyki dziennikarza śledczego wiem, że działania ABW nie są wyjątkiem. Tak samo postępują bowiem inne polskie służby. Tymczasem są to działania odwrotne od koniecznych. W normalnych krajach służby mają swojekomórki prasowe, które poza kontaktami z dziennikarzami zajmują się również czytaniem wszystkich gazet i analizowaniem artykułów. Artykuły, które obnażają korupcję w organach władzy, skandale polityczne lub dotyczą
zagrożenia bezpieczeństwa państwa, są przesyłane do funkcjonariuszy, którzy analizują je i podejmują odpowiednie działania.
W Polsce jest odwrotnie: służby, które stanowią narzędzie walki politycznej, usiłują torpedować publikacje obnażające korupcję i nieudolność władzy. Stanowi to zagrożenie dla demokracji, w której zadaniem prasy jest patrzenie władzy na ręce. Zaciekłość służb w walce z niezależnymi dziennikarzami śledczymi to próba zakneblowania ust tym, którzy nie wahają się piętnować wszelkie nadużycia władzy. Paradoks tej sytuacji polega na tym, że to dziennikarze, ujawniając skandale i afery, działają na rzecz bezpieczeństwa państwa i poprawy standardów życia publicznego. A służby, które tych dziennikarzy inwigilują, działają wbrew interesowi państwa. Świadczy to o tym, że służby te pozbawione są jakiejkolwiek kontroli i działają jak "państwo w państwie."
Historia pokazuje, że niekontrolowane służby dopuszczają się prowokacji wymierzonych w rządy, dlatego rząd Donalda Tuska, we własnym, dobrze pojętym interesie, musi zacząć te służby kontrolować.