Rzecznik jak Goździkowa
Dodano:
W Polsce, jak powszechnie wiadomo, wszystko jest polityką, a nawet jeżeli nie jest, to zawsze znajdą się tacy politycy, którzy będą potrafili z tego zrobić sprawę polityczną. A właściwie politykierską. Znany politolog, amerykanista, dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas zauważył ostatnio, że w odróżnieniu od Unii Europejskiej, gdzie uprawianie polityki to 90 proc. treści merytorycznych, a tylko 10 proc. walki, u nas 10 proc. to dyskusje, a pozostałe 90 - jak to obrazowo określił - zwykłe "łubudubu"...
No i w przypadku grypy mamy właśnie takie "łubudubu" polityczne, które nie ma nic wspólnego z rzeczową argumentacją, nie mówiąc o wiedzy dyskutantów. Przykładają się do tego również media, które histerycznie ogłaszają o nowych zarażonych grypą szczepu A/H1N1, co idzie jak na razie w setki chorych, nie informując prawie wcale, że liczba chorych na "klasyczną" grypą idzie już w setki tysięcy. Jeden zmarły, z Wybrzeża, zarażony nowym wirusem, tak naprawdę zmarł na zapalenie płuc, z powikłaniami.
W tym wszystkim ważna jest przede wszystkim statystyka. Statystyka śmierci, liczba zmarłych, zarażonych. A jest ona na niskim poziomie, w przypadku nowego szczepu na takim samym, jak w latach ubiegłych. To zależy w dużym stopniu nie tyle od tego, ilu obywateli i kiedy zostało zaszczepionych nową grypą, ale od tego, jaki jest stan służby zdrowia i umiejętność radzenia sobie z cięższymi przypadkami choroby. A z tym, w porównaniu z naszym sąsiadem, Ukrainą, gdzie zmarło już setki osób, jest w Polsce dużo lepiej.
Oczywiście, największe emocje budzi w Polsce sprawa zakupu szczepionek - dla nowej grypy i dla starej. Dla każdego rozsądnie myślącego i obserwującego sytuację nie dziś i nie tylko w ostatnich tygodniach, jest dość jasne, że zgiełk woków grypy A/N1H1, wywołany kilka miesięcy temu, był pomysłem marketingu firm farmaceutycznych, z wykorzystaniem, co już jest cyniczną zagrywką, Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Działania pani Chan, szefowej tej organizacji, powinny został poddane weryfikacji i uważnej kontroli. Może przy pomocy polskiego CBA...
Ciekawe, czy polskie CBA podjęło się trudu kontroli minister Ewy Kopacza, która pomimo wyraźnego napięcia emocjonalnego mediów i niektórych polityków, głównie opozycyjnych, nie ugięła się i nie sprowadziła, za ciężkie pieniądze szczepionek, co do których same koncerny nie mają pełnej pewności (nie stuprocentowej, bo takiej nie może być), że ich zastosowanie uchroni przez zarażeniem, a dodatkowo, czy nie mają one odłożonych w czasie skutków ubocznych. Ewa Kopacz, nie tylko urzędnik, ale również lekarz, doskonale zdawała sobie sprawę ze swojej skumulowanej odpowiedzialności - i nie uległa presji. Ja, nie będąc wprawdzie lekarzem, ani epidemiologiem, jednak wiem, że działania takiej szczepionki jest rozłożone w czasie i polega głównie na wzmocnieniu odporności organizmu, w związku z tym powinno się ją stosować kilka tygodni przed wybuchem epidemii - a nie w trakcie jej trwania.
Ewa Kopacz nie powiedziała tego, czego jej nie wypada, a media również omijają ten temat - zakup milionów szczepionek, przy szczupłym budżecie MZ, zmniejszył by ilość i tak ograniczonych środków na zakup leków ratujących życie - tu i teraz.
Gwiazdą ostatniego tygodnia w tym szczepionkowo-grypowym spektaklu stał się Rzecznik Prawa Obywatelskich, Janusz Kochanowski, który chce premiera i minister zdrowia pozwać do sądu za niezamówienie medykamentów. Jednym słowem pan dr Kochanowski (doktor prawa bez habilitacji) podważa kompetencje lekarzy. Nietrudno zauważyć, że pan Kochanowski, który powinien zajmować się sprawami prawnymi, działa w tym przypadku jak rasowy polityk opozycyjny, a do tego czyni to w stylu komisji robotniczo-chłopskich, tych, co kiedyś się pytały, dlaczego to w sklepach nie ma masła... A jednocześnie, zachowuje się jak Goździkowa, reklamując szczepionki.
Ewa Kopacz wzięła na siebie odpowiedzialność, tak jak powinien to zrobić polityk. Nie uległa nieskrywanemu lobbingowi firm farmaceutycznych. Do jej krytyków zalicza się były wiceminister zdrowia, Janusz Piecha, który, jak się wydaje, był bardziej uległy pewnej firmie farmaceutycznej i jej lobbingowi. Sprawa mieszkania jego syna, w Krakowie, dalej nie jest do końca wyjaśniona... Ale mam nadzieję, że minister Kopacz i jej urzędnicy będą pilnować sprawnego, jednak kryzysowego, działania całej służby zdrowia.
Choć tak naprawdę, tegoroczne grypy, i te klasyczne i A/H1N1 różnią się od tych z lat poprzednich głównie tym, że mają wymiar... polityczny i medialny.
W tym wszystkim ważna jest przede wszystkim statystyka. Statystyka śmierci, liczba zmarłych, zarażonych. A jest ona na niskim poziomie, w przypadku nowego szczepu na takim samym, jak w latach ubiegłych. To zależy w dużym stopniu nie tyle od tego, ilu obywateli i kiedy zostało zaszczepionych nową grypą, ale od tego, jaki jest stan służby zdrowia i umiejętność radzenia sobie z cięższymi przypadkami choroby. A z tym, w porównaniu z naszym sąsiadem, Ukrainą, gdzie zmarło już setki osób, jest w Polsce dużo lepiej.
Oczywiście, największe emocje budzi w Polsce sprawa zakupu szczepionek - dla nowej grypy i dla starej. Dla każdego rozsądnie myślącego i obserwującego sytuację nie dziś i nie tylko w ostatnich tygodniach, jest dość jasne, że zgiełk woków grypy A/N1H1, wywołany kilka miesięcy temu, był pomysłem marketingu firm farmaceutycznych, z wykorzystaniem, co już jest cyniczną zagrywką, Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Działania pani Chan, szefowej tej organizacji, powinny został poddane weryfikacji i uważnej kontroli. Może przy pomocy polskiego CBA...
Ciekawe, czy polskie CBA podjęło się trudu kontroli minister Ewy Kopacza, która pomimo wyraźnego napięcia emocjonalnego mediów i niektórych polityków, głównie opozycyjnych, nie ugięła się i nie sprowadziła, za ciężkie pieniądze szczepionek, co do których same koncerny nie mają pełnej pewności (nie stuprocentowej, bo takiej nie może być), że ich zastosowanie uchroni przez zarażeniem, a dodatkowo, czy nie mają one odłożonych w czasie skutków ubocznych. Ewa Kopacz, nie tylko urzędnik, ale również lekarz, doskonale zdawała sobie sprawę ze swojej skumulowanej odpowiedzialności - i nie uległa presji. Ja, nie będąc wprawdzie lekarzem, ani epidemiologiem, jednak wiem, że działania takiej szczepionki jest rozłożone w czasie i polega głównie na wzmocnieniu odporności organizmu, w związku z tym powinno się ją stosować kilka tygodni przed wybuchem epidemii - a nie w trakcie jej trwania.
Ewa Kopacz nie powiedziała tego, czego jej nie wypada, a media również omijają ten temat - zakup milionów szczepionek, przy szczupłym budżecie MZ, zmniejszył by ilość i tak ograniczonych środków na zakup leków ratujących życie - tu i teraz.
Gwiazdą ostatniego tygodnia w tym szczepionkowo-grypowym spektaklu stał się Rzecznik Prawa Obywatelskich, Janusz Kochanowski, który chce premiera i minister zdrowia pozwać do sądu za niezamówienie medykamentów. Jednym słowem pan dr Kochanowski (doktor prawa bez habilitacji) podważa kompetencje lekarzy. Nietrudno zauważyć, że pan Kochanowski, który powinien zajmować się sprawami prawnymi, działa w tym przypadku jak rasowy polityk opozycyjny, a do tego czyni to w stylu komisji robotniczo-chłopskich, tych, co kiedyś się pytały, dlaczego to w sklepach nie ma masła... A jednocześnie, zachowuje się jak Goździkowa, reklamując szczepionki.
Ewa Kopacz wzięła na siebie odpowiedzialność, tak jak powinien to zrobić polityk. Nie uległa nieskrywanemu lobbingowi firm farmaceutycznych. Do jej krytyków zalicza się były wiceminister zdrowia, Janusz Piecha, który, jak się wydaje, był bardziej uległy pewnej firmie farmaceutycznej i jej lobbingowi. Sprawa mieszkania jego syna, w Krakowie, dalej nie jest do końca wyjaśniona... Ale mam nadzieję, że minister Kopacz i jej urzędnicy będą pilnować sprawnego, jednak kryzysowego, działania całej służby zdrowia.
Choć tak naprawdę, tegoroczne grypy, i te klasyczne i A/H1N1 różnią się od tych z lat poprzednich głównie tym, że mają wymiar... polityczny i medialny.